sobota, 10 października 2015

kompromitacje, ułatwienia i jeden całkiem spory pozytyw

Kamala wczoraj opowiedziała o swoich planach na przyszłość, tych niegdysiejszych głównie. Ja dziś za to opowiem w podobny sposób o teraźniejszych moich porażkach. A jest o czym mówić... Kiedyś momenty, w których robiłam sobie przysłowiową siarę zdarzały się naprawdę rzadko. Jedyne, co mnie pogrążało, to dziurawe ręce. Tłukłam i wylewałam coś stale. Ale to mi przeszło i już myślałam, że zyskałam nieco gracji i zgrabności. Ale nie. Stałam się jak Oriana. Oriana świetnie radzi sobie w życiu. Studiowała dwa kierunki, w tym wietnamski. Skończyła ze mną florystykę. Mieszka w obcym mieście. Wynajmuje mieszkanie i wszystko wokół siebie ogarnia. Wakacje spędza w Szwecji i wcale tam nie próżnuje. Pomyślałby kto, że to bardzo ogarnięta i zorganizowana osoba. I to prawda, ale paradoksalnie jej ciągle zdarzają się numery takie, że wsiada w zły tramwaj, jedzie w złą stronę, myli godziny lub dni i przychodzi na zajęcia wtedy, gdy ich nie ma, płaci kartą, gdy nie ma na niej pieniędzy itd. To są drobiazgi i nie mają wpływu na ogólny odbiór Oriany. Wiadomo, jakieś tam małe kompromitacje, ale jednocześnie często zabawne, a nawet urocze. W każdym razie chyba za dużo ostatnio czasu z Orianą spędzałam, bo to przeszło na mnie. Nie czuję się ani trochę urocza, za to mam dość już wiecznych tych przypałów. Sytuacje z jednego tylko miesiąca:
1. Siedzimy sobie nad rzeką wspominając Woodstock. Następstwa możliwe do przewidzenia - zadzwońmy do naszych stamtąd znajomych! Dzwonimy więc, m.in. do Patryka. Ale obok niego widzę zapisany numer Pawełka. A na Woodstocku poznaliśmy jednego Pawełka - nie miał zębów, jednej nogi, głos przepity doszczętnie, ale bardzo fajny, pozytywny człowiek. Sęk w tym, że jakoś nie pamiętałam, byśmy się namiarami wymieniali... Ale - mogło mi przecież umknąć. Dzwoń, to na pewno on! - mówią dziewczyny. Dzwonię, odbiera facet, ale nie sepleni. Pytam czy Paweł no i tak - Paweł. Opowiadam mu więc jakieś dyrdymały o Woodstocku, żeby dowiedzieć się, czy to na pewno ten Paweł. A on, że nie, że pomyłka. Na to ja, że przepraszam, dobranoc. Rozłączam się, patrzę skonfundowana na dziewczyny, po czym... Zgroza! Oświeciło mnie. Dzwonię więc raz jeszcze - już nie odbiera. Napisałam smsa z przeprosinami, odpisał, że nie ma sprawy. Pawełek, który miał być recydywistą bez nogi był bowiem doktorantem Rotena i trochę mi pomógł z jedną sprawą. Nie znamy się, nie widzieliśmy się na oczy, kontakt nasz był jeno wirtualny lub telefoniczny właśnie, a nie zapisałam go inaczej, bo Roten nazywał go Pawełkiem. Piękny początek znajomości - dzwonię w piątek wieczór i pierdzielę o Woodstocku. Dobrze, że o tej nodze i zębach nie zagaiłam...
2. Poszłam z Kamalą do opery. Wystroiłyśmy się jak jakieś pindzie i poszłyśmy. Bilety miałam ja. Zaprowadziłam nas, posadziłam i już prawie się zaczyna, kiedy przychodzi dwóch typów i mówią, że siedzimy na ich miejscach. No i mieli rację, bo ja pomyliłam rzędy. Opowiedziałam to K. w pracy, a ta na to - hahaha, mam nadzieję, że już światła zgasły, wszyscy musieli wam wstawać i was przeklinali. Światła jeszcze nie zgasły, ale tak - wszyscy musieli nam wstawać... Przez chwilę wprawdzie brałam pod uwagę przeskoczenie o ten jeden rząd, ale w kiecce i na obcasach mogło się to skończyć różnie, więc naraziłam nas ostatecznie na przeklinanie. Opowiedziałam też Hivowi i on się w ogóle nie śmiał, za to stwierdził, że gdyby te dwa typy były dżentelmenami, to by hopsnęli ten rząd do przodu i tyle. I rację miał.
3. Żeby wejść do pracy naszej, trzeba mieć magiczną kartę otwierającą wszystkie drzwi. I to nie tylko drzwi od pomieszczeń, w których ludzie pracują, bo cała historia zaczyna się już na dole. Jest sobie stoisko portiera, a obok niego bramki, sztuk 4. Żeby bramka ustąpiła, trzeba do niej kartę przyłożyć. Wówczas zapala się zielone światełko i się popycha taką rurkę i już się jest w środku. Któregoś więc dnia wchodzę, przykładam kartę do bramki numer 1, światełko się zapala, a ja wchodzę... tyle, że bramką numer 2. Ta jednak nie ustąpiła, tylko zaczęła wyć. Cóż...
4. W tymże właśnie molochu pracują głównie informatycy. Wyglądają jak informatycy i tak też się zachowują. W większości chodzą prawie po ścianach, nie wdają się w dialogi, nawet cześć mówią ledwo co. Ale są też np. graficy i z nimi już jest łatwiej. Jest taki jeden, M., i on chyba wygląda najlepiej z całej firmy. Jest wysoki, przystojny, ma fajny głos i nie boi się rozmawiać. Nie lecę na niego, bo nie jest z mojej bajki, ale co mu trzeba oddać, to trzeba. No i ostatnio włazimy z K. do kuchni, a tam M. z kumplem. Robią se kawę, ale skończyło im się mleko.
M. (ni to do kumpla, ni do nas) - może dziewczyny mają mleko.
ja - mamo.
... Mamo, kurna. Miało być 'mamy'. I nic by się w sumie nie stało, nikt by nie zwrócił uwagi, ale K. zaczęła rechotać, bo ona zawsze wyśmiewa i wyszydza wszystkie me poczynania. No i wyszło, że widzę jakiegoś przystojniachę i plącze mi się język. A ja generalnie nie umiem mówić. Jak się zaczynam gmatwać i stękać niektórzy mówią 'może napisz?'.
Cztery takie przypały w ciągu miesiąca. To boli i plamą jest na mym honorze.

***
Niektórzy, podobnie jak ja, myślą już o Gwiazdce. Cóż mogę rzec. Lubię słodycze, kawę, herbatę, alkohol i hipisowskie lumpy. Rozkleja mi się skradziony niegdyś Hivowi pendrive, który i tak ma śmiesznie małą pojemność. Zimą nie mam w czym biegać, a bluza termoaktywna mogłaby to zmienić. Bardzo lubię słuchać Caryny. Kapelusze są drogie, wiem. Nie mogę też zalotnie mrugać udając miłą i słodką, bo mój tusz do rzęs zasechł. Z takich pierdół powierzchownych to pazury też mam smutne. A na lubimyczytac jest specjalna kategoria 'chcę w prezencie' [mile też widziane wszystkie bieszczadzkie pozycje oraz 7xProust].
Teraz liczę na rewanż, zwłaszcza od niektórych.

***
Dziś w Postaw Na Milion ostatnie pytanie było o to, co w badaniu TNS odpowiedzieli ankietowani na pytanie o to, jacy są wobec siebie ludzie - życzliwi czy nieżyczliwi. Zaangażowałam się w tę rozgrywkę, bo nie chodziło tylko o to, czy ktoś tam wygra kasę, ale o to, co my o sobie samych myślimy. Czy że człowiek człowiekowi wilkiem czy że jednak nie jest tak źle. Ludziska, co grały, postawiły forsę na to, że ludzie są wobec siebie życzliwi. I na szczęście wygrali.

4 komentarze:

  1. Czy Ty mnie eksponujesz ? Przy 4 punkcie myślałam, że padnę. Nie przejmuj się tym co robisz mnie to bardzo cieszy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jo, eksponuję. Ale trochę inaczej niż K. wtedy. Choć tak oczywiście też mogę, o ile ewolucja nie zaszła już za daleko... :P Weź, ja też myślałam, że padnę. M. mnie ma za jakąś kretynkę zapewne :D
      No i nie wiem, czy to dobrze, że Cię cieszą moje potknięcia :D

      Usuń
  2. Degenaro! Cudownie się czyta to wszystko, ale mojej akcji z masłem nie przebiłaś :P Poza tym słowo "przypał" jakoś zrosło mi się z Tobą w duecie ze mną, więc raduje mnie, że są jeszcze inne duety, rączki mam czystsze i nie sprowadzam jako jedyna Dege na przypałową drogę. Hurra! Ciągle tylko się obawiam, że nasze przypały kończą się najbardziej, że tak powiem, instytucjonalnie... :O

    Chyba się do BN nie ujrzymy, ale tę półkę mam w pamięci, jeśli o Ciebie chodzi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Degenaro! Jak miło, że napisałaś! Zgodzę się z Tobą oczywiście - masło jest nie do przebicia. Myślałam, że padnę, jak o tym usłyszałam. Ale! Typowo degenarskie przypały to dzieło nasze wspólne i nikt chyba jak dotąd tego nie zmienił. Te numery powyższe obejmowały inne osoby, ale rozgrywały się jednak na trzeźwo...

      Z półką i resztą to drobna sugestia dla N., która truła mi, że mam jej podpowiedzieć. Proszę nie wydawać na mnie pieniędzy! :)

      Usuń