niedziela, 23 grudnia 2018

Hah, a teraz minęły niemal 2!

Czas sobie płynie, ja sobie choruję i sobie żyję poza tym.

Zmian zauważalnych niby nie ma, ale takich wewnętrznych sporo.
Poza tym mam plan działania i wdrażam go w życie. Ogarniam sobie głowę. Nawet piszę doktorat! Pierwszy raz naprawdę piszę i nie zżymam się nad tym. Po drodze wpadł mi jeden literacki sukcesik.
Przemeblowałam pokój i jest bardziej po mojemu.
Rozważam capoierę albo taniec brzucha. Bo mi się moje ciało wymyka trochę spod kontroli.
Sprzątam - faktycznie i metaforycznie.
Produkuję dużo nowych metafor - średnio co 2 tygodnie.
Rozmawiam z Noelle - bo spotkałyśmy się po 10 latach, można powiedzieć. Rozmawiam też ze sobą, bo i siebie nie widziałam od dekady. To nam dała podróż w czasie. Trochę teraz jesteśmy rozmontowane - odtworzyć sobie 10 lat w najdrobniejszych szczegółach, dzień po dniu. Trwało to 1,5 miesiąca i nic już nie będzie takie samo.

Poza tym wszystko jest w porządku. Mam co jeść i gdzie spać, a Imbir śpi ze mną - ten piechu był dla mnie stworzony! Albo ja dla niego. Bardzo się kumplujemy.

Widziałam "Bohemian Rhapsody" i polecam.

Jutro ponoć wigilia, ale nie obchodzę w tym roku Świąt. Od wielu lat to robiłam, żeby sobie nie odbierać tej magii, której i tak nie było. Wydmuszka. I tylko jojczenie i zrzędzenie. Więc mam to gdzieś i jest mi z tym dobrze. Nie ma pierników, tony żarcia, choinki, prezentów, kartek, sztucznych uśmieszków.

Wspaniałe uczucie - mieć wreszcie w dupie rzeczy, które ode mnie nie zależą. Czego sobie i Wam życzę.

3 komentarze:

  1. A już chciałem wpaść do Ciebie na Wilię, ale skoro wszystko masz w dupie...

    OdpowiedzUsuń