czwartek, 1 listopada 2018

Minął miesiąc, szok. Nie wiem, kiedy. Nie wiem, jaki był. Chyba nieszczególnie fajny, ale nawet tego jakoś nie rejestrowałam. Totalnie nie mam pojęcia, na czym mija mi czas. Obawiam się, że wpadnę w błędne koło marazmu i już się z niego nigdy nie wygrzebię.
Dziś Wszystkich Świętych. Na cmentarzu byłam wczoraj, w Dziady. Byłyśmy też z Noelle na nocnej kolacji przy zniczach, w lesie. Kilka tego typu miłych wydarzeń sobie przypominam. Poza tym raczej nie pamiętam nic. I nie wiem już, czy to, że tak wszystko mi przez palce przelatuje wynika z tego, że jestem chora i to normalne czy z mojej fatalnej kondycji psychicznej, a faktycznie zaczynam podejrzewać, że jest z nią średnio.
Miałam wenę zaczynając notkę, ale w międzyczasie pierdykły korki, było zamieszanie, minęło trochę czasu i jakoś mi ze łba wyleciało wszystko.
Owocnych refleksji.

1 komentarz:

  1. Pozazdrościłam pani towarzystwa. Żywej istoty. Umarłych mam aż nad to.

    OdpowiedzUsuń