piątek, 21 września 2018

zimowanie

Dziś ponoć ostatni letni dzień. Idę niedługo na spacer, choć nie wiem, czy dam radę wytrzymać bez łazienki - sikam jak opętana, detoks na całego. Zwykle nie lubię, gdy lato się kończy, zawsze żałuję, że za mało zjadłam truskawek, za mało pływałam i byłam na słońcu, wszystkiego za mało. W tym roku wiem, że i tak już więcej nie jestem na siłach wycisnąć i w zasadzie na to, jak teraz jest, to i tak jest nieźle, na słońcu siedziałam od marca, dużo jeździłam rowerem, truskawek też było sporo, zaliczone wycieczki po Bałkanach, zaliczony Woodstock i Sopot, kąpiele w basenach, morzach i jeziorach, nawet na golasa, zaliczone imprezy, ślub Kamali i spotkania z najważniejszymi, od dawna niewidzianymi. Chyba starczy. Teraz może już przyjść jesień. Mam całkiem poważne plany. Do końca września załatwiam jeszcze zaległe sprawy papierologiczne na uczelni i w sądzie, spotykam ze znajomymi. Dziś z dawnym Druhem moim, ostatni raz widzieliśmy się w lutym i wszystko było tak bardzo inaczej. A wczoraj z Sąsiadką, która z jednego końca Poznania, w zasadzie przedmieść, przeniosła się na drugi. Nie pracuje, też ma obostrzenia jedzeniowe i piciowe i niewiele robi, z tym, że ona jest w ciąży. Dobra wiadomość. Zła tylko na los jestem, że moja asceza nie wynika z takich pozytywnych rzeczy tylko z choróbska. A choróbsko sobie jest wraz z koinfekcjami, chlamydia pneumoniaebartonella henselae u mnie, u Kamali bartonella henselae i bartonella quintana. Reszty koinfekcji brak, ale czekamy jeszcze na wyniki dwóch. Czujemy się różnie bardzo. U mnie trzeci tydzień leków, u Kamali drugi miesiąc ziół, po niedzieli wspólna wizyta. I zobaczymy.
A jutro zaczyna się jesień, na którą przygotowuję się starannie bardzo, mam kolorowe ocieplacze, morelowy sweter, kadzidła i inne bajery, kocyki i chustki, bo coś mi się zdaje, że nie będę szczególnie aktywna tej jesieni i zimy. Więc niech zimowanie miłe będzie. Jutro też stęskniona za czymś słodkim zrobię wegańskie bezcukrowe i bezbiałomąkowe ciasto - oby się udało!
A poza tym nastąpiła mała rewolucja. Przyszło mi do głowy już dawno temu, bo w schronisku w Osijek, że chyba czas na jakieś zwierzątko. Życie bez zwierzątka puste jest przecież. Potem wróciłam i było niefajnie i nadal jest niefajnie, ale w poszukiwaniu motywacji do życia i wstawania z łóżka postanowiłam, że teraz będzie na to idealny moment. Pomyślałam o rudym kocie - znalazłam dwa fajne sierściuchy, jednego nawet odwiedziliśmy. Drugiego w zasadzie też, a pojechaliśmy do niego daleeeekoooo. No ale ostatecznie wróciła z nami taka bida:
To jest Imbir, mały piechu ze schroniska. Rudy, pies lubego, bardzo zadowolony z towarzystwa, ja motywację mam i generalnie jest 100 razy lepiej i weselej i sensowniej.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Rozgrzewa aż za dobrze, co noc pakuje się do łóżka albo na kolana jak kot, świetnie się sprawdza jako naturalny termofor.

      Usuń