Było w styczniu dużo pracy. W zasadzie była ta praca już od sierpnia. Niektórzy tak długo organizują ślub i wesele i tyle w to wkładają serca, a ja włożyłam w konferencję. I zacna to konferencja była, mieliśmy kolorowe obrusy, świece, sitar, kadzidła, osobliwe referaty i miłą atmosferę. I hipisów-weteranów w tych akademickich okolicznościach. I nie wiem, co z tą kontrkulturą dziś. Nadal zmienia świat? Nie ma jej już? Będzie jeszcze znów? Dla mnie (nas) mam nadzieję, że zawsze, nawet w wymiarze donchichoterii, oddolnej walki ze złym światem i w eskapizmie wśród zielonych letnich łąk. To nie do końca o to chodzi, ale skoro nie można mieć wszystkiego...
***
A dziś krzyczą żurawie. Od wczoraj już krzyczą, chyba wróciły. Nie wiem, co takiego jest w tych ptakach, ale aż mi trzewia rozrywa przez nie. Nie od zawsze je słyszałam (co szokujące, nie wszyscy w ogóle je kiedykolwiek słyszeli), ale od paru lat czekam na ich krzyki. Zwykle wtedy kończy się zima, pachnie już łąką i uczuciem z dawnych lat, że się wszystko jeszcze może zdarzyć.
Jacyś dziwni są Ci nowi hipisi - codziennie zaiwaniają do roboty, a do tego urządzają jakieś podejrzane konferencje. Król Biebrzy - ostatni polski hipis...
OdpowiedzUsuń