czwartek, 7 grudnia 2017

szpakowisko

Umarł niedawno ksiądz Szpak. Nigdy go nie poznałam - nie zdążyłam, mea culpa. Dowiedziałam się o nim z książki, wiele lat temu. Przeczytałam u Tarzana, który znał go dobrze. Ksiądz Szpak, młody wtedy salezjanin, pojawił się w krakowskim środowisku hipisów i przyjęty był początkowo sceptycznie. Hipisi byli nieufni i nic dziwnego - w tamtym okresie wszelkie instytucje były im w najlepszym wypadku nieprzychylne. Ale Szpak wsiąknął w towarzystwo, zaczął hipisom pomagać, z czasem zyskał ich zaufanie. Został twórcą Pieszej Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg i Kultur i po tych różnych, krętych i wyboistych drogach prowadził całe to swoje niebieskie ptactwo.
Zawsze sobie obiecywałam, że pójdę kiedyś ze Szpakiem. Miałyśmy to z Lil zrobić w przyszłym roku - podczas 40tej szpakowskiej pielgrzymki. I nadal możemy iść, ale Szpaka już nie będzie. Nie zdążyłyśmy.
Zdążyłam za to pojechać na pogrzeb. Przed kościołem kolorowi ludzie, młodzi i starzy, z długimi siwymi włosami. W kościele tłum, dziewczyny w wiankach i z kwiatami we włosach. Ludzie śpiewają, grają na bębnach i gitarach, z trzeszczącego magnetofonu radosnym głosem sam Szpak śpiewa swoją piosenkę. Znak pokoju to nie kiwanie głowami, ale rzucanie się sobie na szyję. Na cmentarzu też kolorowy tłum, na grobie mnóstwo kolorowych kwiatów, wieńce w kształcie pacyfek, ludzie stoją i śpiewają, inni rozmawiają, witają się serdecznie, pogrzeb jak z innego świata. Grają gitary, djembe.
- Rzekła Maryja! - zaintonował ktoś.
- ... zabrakło wina, hej! - odkrzyknęli inni.
Jest radośnie. Świeci słońce, nad mogiłą powiewa flaga z wielką pacyfą - flaga z pielgrzymek.
Nie mam kwiatów, rzucam na grób swoje koraliki.
Spotykam znajomych - TJ-a i księdza wikarego, który lata temu pożyczył mi książkę Tarzana, widzę ludzi ze zdjęć, które TJ kiedyś mi pokazywał - na tych zdjęciach, sprzed 20 lat, byli młodzi i kolorowi. Teraz wciąż są tacy, czas niewiele ich zmienił.
Stoję tam i się cieszę i żałuję, że nie znam ich wszystkich. Całymi latami odkłada się coś, na co zawsze przecież będzie czas. Głupia ja, oj głupia. Strasznie żal mi tego czasu.
Po wszystkim salezjanie robią mnóstwo obiadu, wieczorem ci, którzy jeszcze nie wyjechali, siedzą u nich w piwnicach. Rozmawiają, śpią, grają w piłkę, grają na gitarach, piją piwo, robią koraliki - jedne lądują na moim nadgarstku. Niektórzy są z dziećmi i rodzinami, inni ewidentnie wykolejeni, wszystko jak dawniej.

I hipisi będą łysi - mówi stare powiedzonko. Ale to nieprawda. Szpak był niezwykły i dlatego tyle osób przyjechało go pożegnać, a pożegnanie to było takie inne od tych, które widzi się na co dzień. Takie radosne, kolorowe, serdeczne, bez gierek, bez pozowania, bez podziałów. Pacyfy na szyjach to jedno, te czasem znikają, ale pacyfy w sercach zostały.

... po co wzgarda i pogarda kiedy pycha z nieba spycha...







2 komentarze:

  1. "Pacyfy na szyjach to jedno, te czasem znikają, ale pacyfy w sercach zostały."

    To prawda, ale skąd o tym wiesz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz mi zarzucić myślenie magiczne, ale nie wytłumaczę Ci tego w kategoriach wiedzy, a czucia raczej. Są ludzie, z którymi się przebywa pod znakiem pacyfy i to się czuje.

      Usuń