Czerwcówka jak dotąd wydaje się udana. Nad wyraz! Ale i tak sobie dla zasady ponarzekam, żeby nie wyjść z wprawy.
Po pierwsze, nie rozumiem, dlaczego muszę czytać takie pierdoły: http://www.zlotemysli.pl/prod/12881/7-nawykow-skutecznego-dzialania-stephen-r-covey.html i mieć z tego egzamin. Egzamin z coachingu! Na doktoracie! Świat się kończy.
Po drugie, idę sobie dziś z rana do warzywniaka po szczypiorek. Spotkałam pana Romana przy pierwszym piwie. No ale w porządku - to pan Roman, taki jego urok. Tymczasem w sklepie przede mną kolejka ludzi w różnym wieku, z dziećmi, bez dzieci, normalnie poubierani, może przed kościołem i każdy tak bardzo wczorajszy, jak tylko się da. I wszyscy po browary. O 9 rano w niedzielę. Co jest z tą Polską i z tymi ludźmi?
Po trzecie, bardzo mi przeszkadza, że ludzie wokół mnie są nieszczęśliwi. Przez to ja też jestem, bo chciałabym ich uszczęśliwić, a nie mogę. Zadręczam się tym i nie umiem skupić na sobie i tym, co mam. Ale ich jest tylu i takich smutnych i tak niewiele trzeba by, żeby coś z tym zrobić i tyle to kosztuje zarazem i tyle problemów to za sobą pociąga. No i nie wiem. Dzieje się to, czego się obawiałam kiedyś - zaczynam kalkulować. Zamiast iść jak w dym, bo jest taka potrzeba, iść na czołowe i się nie martwić o konsekwencje, myślę obawami i się wycofuję. A potem będę sobie na starość wyrzucać, że nie kierowałam się sercem i intuicją tylko rozumem.
Powinniśmy wszyscy być bardziej razem i to już by dużo dało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz