Wczoraj oglądaliśmy "Cowspiracy" i Miki jęczał i zamykał oczy przy scenie dekapitacji kaczki. No, mocne. Inni też zasłaniali oczy. Potem była dyskusja, co zrobić, żeby naprawić świat. Wyszliśmy w połowie.
Teraz wieczorem byłam na spotkaniu. To nie było dobre spotkanie. Czekałam na autobus powrotny, jechała karetka na sygnale. Nieśmieszne błazeństwa na przystanku. Jak się okazało - stała kawałek dalej, na początku lasu. Nie mam jednak pojęcia, co tam robiła. Przed moim autobusem stał bowiem inny autobus, a przed nim na drodze w kałuży krwi leżał młody dzik.
To wszystko ostatnio mi się nie podoba. Albo ja dostaję na głowę albo tylko odbieram to, co się dzieje wokół.
A poza tym dupa z pisaniem, chuj z poczytaniem. Roten urwie mi łeb. Jak kaczce.
Ale po co właściwie oglądaliście? Przecież to czysty masochizm...
OdpowiedzUsuń- Lil^ ofc.
Ponieważ, droga Dege, wyobraź sobie, że ten film wieńczył konferencję o jedzeniu, na której byłam. Takie jaja, nomen omen.
OdpowiedzUsuńMiło jest być na tyle głupią by nie rozumieć. Podejrzewam co znaczy to straszne słowo ale nie na tyle by wywołać scenę w wyobraźni i dzięki temu obrazy pozostają tam ciekawsze, moim zdaniem.
OdpowiedzUsuń