wtorek, 14 lutego 2017

cukrowa wata

Najmilsze walentynki ever! A jakie długie! Zaczęłam już o 5:30. Trza było jechać na uczelnię zrobić studenciakom examy. Pomyślałam, że dam im mały prezent i pozwoliłam im wybrać sobie jedno pytanie. Coby zdali, a niech tam. Na uczelnię przyszła też Noelle, bo dziś szczęśliwie obie szłyśmy na popołudniówki. Zjadłyśmy w jadalni kanapki i ciastka (Noelle zrobiła!), wymieniłyśmy upominki i było jak za starych dobrych czasów wspólnego studiowania. Nie poczekałam na mojego Pana i Władcę czyli Rotena, zostawiłam mu papierzyska w pokoju i walentynkową czekoladę. [O niieee, włączyło się "Wish you were here"...]. Poszłyśmy z Noelle na spacer niemal wiosenny, bo słońce świeciło i wiosnę czuć było w powietrzu. Noelle kupiła mi hiacynta i teraz mam go w pracy! Sprawiłyśmy sobie też mnóstwo radochy przechodząc obok jednego z lumpeksów i robiąc ptasie zakupy.
- Sukienka w sówki! Chcę ją!
- No to chodź!
- Łaaaał!
- Łaaaał, sweter w pingwinka!
- Weźmy je! 
I wzięłyśmy. Walentynki z pingwinkiem. A ubrałam się na czerwono, celem celeberacji? Ale pingwinek miał pierwszeństwo, wiadomo. Znalazłyśmy też lizaki, takie Szlachetno-Paczkowe, więc też kupiłyśmy. Pod Kaponierą na poły znajomy grajek cisnął jak co dzień Kaczmarskiego, więc zamiast monety, dostał lizaka. A potem się rozjechałyśmy każda w swoją stronę, ale takie byłyśmy szczęśliwe z tego wspólnego przedpołudnia! Bo rzadko się ostatnio udaje przechytrzyć Złodzieja Czasu. A tu proszę! Albo po prostu to on był dziś łaskawy.
Dalej też było miło. Podrzuciłam anonimowo do kuchni paczkę cukierków z dopiskiem, że to walentynkowe i dla wszystkich i sobie jadły ludziki. Mój Kuzyn jest entuzjastą moich donkichotowskich pomysłów, przez co uwielbiam go jeszcze bardziej. I dostałam też od Sąsiada nader oryginalne białe róże:

Taaak. A teraz sobie popijam kawówkę, słucham "Wish you were here" (po raz 3. już) i myślę o tych wszystkich, o których można myśleć dziś albo przy kawóce albo słuchając "Wish you were here". Jak to leciało? Podzieliłam swoje serce na kawałki? Noelle, pamiętasz?

***
Wieczorem byliśmy z pchlarzem na polu. Pole było mokre i topniejące, ale pachniało jak po burzy. Pachniało jak latem. Wprawdzie mocno świeciła dla nas Wenus, ale... ale... W sobotę rano będąc na tym samym polu usłyszałam ptasi krzyk. Pierwszy w tym roku krzyk żurawia. William, wracają! Już będzie lepiej.

4 komentarze:

  1. Zazdroszczę, ja wciąż czekam. will

    OdpowiedzUsuń
  2. W sobotę bede w krk ale dziekuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda! Mam nadzieję, że starczy nam życia na to, żeby się w końcu spotkać ;)

      Usuń