I on tak pachniał, a ja przez wszystkie te godziny zastanawiałam się, jak mu to powiedzieć, żeby nie zabrzmiało: pachniesz mokrym psem. To nie brzmi dobrze, choć dla mnie jest przecież pozytywne. I nie powiedziałam w końcu. Przez chwilę tylko pogadaliśmy o psach. O psach i milionie innych rzeczy, było tyle czasu. On miał w sobie rzadki dziś luz i czuł bluesa. Sam też był trochę blue i opowiedział mi jedną niebieską historię, historię prawdziwie tragiczną, jedną z tych, które gdzieś tam się zdarzają, ale nie blisko, nie nam, nie tym, których znamy. Srebrne nitki wplecione w jego włosy na dowód. Przedziwna środa i kawałek cudownego czwartku, wiele bajek, dla równowagi z dramatami.
Kiedyś Orianie się za to wszystko odpowiednio odpłacę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz