środa, 23 listopada 2016

Wczoraj rano, bardzo rano, tramwajem jechałam ja i jechała matka z dziećmi. Była wysoka, bardzo szczupła, ubrana w rzeczy wyglądające na przypadkowe, na lumpeksowe, takie bezstylowe, neutralne,  nawet nie bardzo dopasowane. Miała mocno podkreślone oczy, a włosy, rzadkie, z pasemkami blond, upięte kolorową spinką z tyłu głowy. Wyglądała na zmęczoną. I jednocześnie przyzwyczajoną do tego, że tak wygląda jej codzienność oraz biernie wobec tego zbuntowaną. Jechała z trójką dzieci. A ja ich obserwowałam całą drogę. Jej dziećmi byli chłopcy w wieku na oko od pięciu do ośmiu lat. Cała trójka była bardzo grzeczna i spokojna, wręcz uderzająco jak na ich wiek. Najmłodszy siedział na samym końcu i ani razu się nie odezwał. Po prostu na właściwym przystanku wstał, złapał matkę za rękę, zajmując tym samym swoją pozycję, odgrywając rolę tego, którym trzeba się najbardziej opiekować. Najstarszy miał ciemne, zupełnie nie dziecięce oczy i siedział obok brata, a potem, kiedy wsiadło więcej ludzi, wstał i resztę podróży spędził przy drzwiach, patrząc gdzieś w pustkę. Średni chłopiec siedział na pojedynczym siedzeniu, przed braćmi. I to właśnie przy nim całą drogę stała matka, na niego patrzyła, z nim była. Mały był totalnie zachwycający. Siedział z taką pewnością siebie na swoim krzesełku, w swoich rękawiczkach ze Spidermanem, uważnie patrzył przez okno, co jakiś czas zagadywał matkę. Ale nie były to pytania, ale całkiem rzeczowe stwierdzenia, a w nim nie było nic z charakterystycznej dla dzieci w jego wieku spolegliwości. Nie musiał taki być, nie musiał też mieć humorów ani robić scen. Towarzyszył matce i braciom w podróży i tyle. Miał granatowe oczy, blade, zaróżowione policzki i mnóstwo chłopięcego wdzięku, ale jednocześnie był jakoś tak nadzwyczajnie poukładany, w każdym jego ruchu i słowie była pewność, której brakuje przecież nie tylko dzieciom, ale większości dorosłych. Mały facet. Bez problemu można było wyobrazić sobie go za 15, 20 lat. Już teraz jest całym sobą, pełnią swoich możliwości. Niektórzy tę lekkość otrzymują w darze, inni całe życie muszą nad tym pracować. Chłopiec, już teraz męski, będzie w przyszłości typem łobuza o złotym sercu, będzie naturalnie zjednywał sobie ludzi, skradał i - choć nie umyślnie - łamał serca. To na nim skupiała się uwaga matki. I moja. Będzie jak Tristan. Albo Neal Cassady.

3 komentarze:

  1. Od rana takie coś... wycisnęło ze mnie a jeszcze 9 nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? Myślałam, że to taka o tylko obserwacja. No paczcie paczcie!

      Usuń
  2. No może to taka obserwacja, ale sama wiesz jak jest ostatnio :|

    OdpowiedzUsuń