środa, 16 listopada 2016

wataha

Od parunastu minut zalewam się łzami, nie wiem, dlaczego. To może to jest katharsis? 
Po latach sięgnęłam po jedną książkę. Taką z tych najważniejszych w życiu, które naprawdę coś zmieniają. I znów seria olśnień. To najpiękniejsza historia miłosna, jaką poznałam. Najczystsza. Opowiedziana z ogromną przenikliwością, mądrością i humorem. I co najważniejsze - prawdziwa. Książka się zwie "Filozof i wilk" i jest o filozofie i wilku. Młody filozof kupuje wilka i poświęcają sobie nawzajem 10 lat życia. To w ogóle nie jest ckliwe ani nic z tych rzeczy, ale teraz dudlę w najlepsze, bo wilka już nie ma. Wtedy, przed laty, było tak samo. I to dzięki tej książce przestałam jeść mięso. Z miłości do zwierząt, wtedy to był główny powód. Teraz doszedł do tego świat i chodzący po nim (lub jeszcze nie) ludzie, których mam niekiedy ochotę powystrzelać. Ale to też dla nich. I dla mnie samej. Nie wiem tylko, czy to jest miłość. W jakimś stopniu na pewno. Ale w jakim? 
Płonąć, płonąć, płonąć, ja bajeczne race eksplodujące niczym pająki na tle gwiazd! Kiedy właściwie płoniemy? Dla-czego? I - czemu tak rzadko? 

Chciałabym, żebyśmy umieli kochać tak, jak Rowlands kochał Brenina. Chciałabym potrafić kochać kogoś lub coś tak bardzo, jak filozof kochał swojego wilka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz