czwartek, 6 października 2016

o granicach

Wracając dziś z pracy, spotkałam moją geograficę z gimnazjum. Mieszkamy na tym samym osiedlu. Ona zawsze była... na swój sposób urocza. Mówiła takim nosowo-skrzeczącym głosem, miała burzę ognistych loków i na lekcjach malowała usta tak, że szminka odbijała jej się na zębach. Kiedyś kumpel z klasy napluł jej do herbaty. To było przegięcie. A od jakiegoś czasu geografica stała się wręcz ekscentryczna. Odżyła po odejściu na emeryturę. Zaczęła chodzić w sukniach i kapeluszach i dama z niej wylazła na całego. Zawsze ją lubiłam, była taka poczciwa i pogodna. Mówiłyśmy sobie 'dzień dobry', acz byłam przekonana, że nie ma pojęcia, kim jestem. A dziś wracałam i spotkałyśmy się na przystanku. Miała płaszcz z dżetami, koronkową chustkę, kapelusz i barwny parasol z Moulin Rouge. A co! Mówię jej 'dzień dobry', a ona mi odpowiada i zwraca się do mnie po imieniu. Szok. Jestem przekonana, że nikt mnie nigdy nie pamięta, nawet jeśli spotkaliśmy się przedwczoraj. A co dopiero lata temu. No ale jednak. Pogadałyśmy chwilę, pytała, co robię, chwaliła mnie i pewnie była dumna, mając przecież jakiś tam swój drobny udział w mojej ścieżce edukacji. Powinnam ją wypisać w podziękowaniach, gdy już sklecę ten doktorat? W każdym razie, wróciłam do domu i mówię matce o tym, tak po prostu, jako anegdotę z dnia, w odpowiedzi na 'co słychać?'. No i matka jej nie kojarzy. Więc tłumaczę i mówię, że przecież jeszcze Linoskoczek też miał z nią geografię i też zawsze pytała o góry Ural, tym swoim nosowym głosem. Mówię, że on to umiał naśladować i też próbuję to zrobić. Matce coś zaczyna świtać, ale ja jestem już gdzie indziej. Siedzę na starej jeszcze kanapie (ta nowa już jest przecież stara), przed trzynastoma laty. Matka krząta się w kuchni, ja wertuję książkę od gegry, a na fotelu siedzi Linoskoczek, taki jeszcze młody. Spytał wtedy, czego się uczę, z kim mam gegrę i strasznie się podekscytował. Poderwał się z fotela, przeszedł przez pokój drobiąc kroczki, parodiując damski chód na szpilkach. I zaczął pytać, nosowo-skrzecząco o te góry Ural. Ja się śmiałam, zadziwiona, że geografica przez całe pokolenie nic się nie zmieniła i że on ma dokładnie takie same co do niej odczucia. Tak wtedy było. Ciekawe, czy dziś Linoskoczek nadal ją pamięta. Czy pamięta mnie.

***
A teraz kawał poezji.

Jestem ograniczoną wersją siebie,
jednocześnie robiąc sto razy więcej niż zwykle robiłem.
Drzemie we mnie taki potencjał,
Taka energia,
Taka siła.
Czuję,
to pulsuje
i woła o ujście,
A ja na to
A idź pan w pizdu.

A świat to samo.

- by Hivert

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz