Nowości właściwie niewiele. Byliśmy w kinie nad wyraz wielką bandą, bo aż w 6 osób. W tak licznym składzie na filmie to chyba w liceum byłam na "Katyniu". A teraz "Ostatnia rodzina". Nie chcę komentować, trawię wciąż. Pół soboty okupowałam kuchnię. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że polubię gotowanie. Moja matka też się dziwi. Wprawdzie liczyła na to, ale - jak to bywa - pragnienia nasze się realizują zawsze jakoś inaczej niż byśmy chcieli. Takie żarty losu. Bo ona na pewno nie chciała, żebym poszła w stronę kuchni wegańskiej. Ale że wczoraj przyjechali wege goście, to trzeba było ich nakarmić. Przybyła Kamala ze swym lubym. Dziwne to było z początku. Znamy się wszyscy i lubimy, a ja, jako stara i rozsądna wielce ciotka, wyrażam pełną akceptację i aprobatę dla Pabla, ale jednak nieswój był ten oficjalny obiad. Potem się rozkręciło, rozmawialiśmy na fajne, trudne i Jakieś tematy. A nie o dupie maryny czy o chorobach, jak to zwykle na spendach rodzinnych bywa. Gdy odjeżdżali, odniosłam wrażenie, że nastąpiło jakieś przetasowanie w tej "rodzinie". Czy może na powrót rodzinie. Że teraz nasz czas i mamy szansę rozegrać to lepiej. Poza tym, Kamala i Pablo przywieźli mi klawy przyprawnik i teraz mam dwa, bo jeszcze słoiczki od Noelle i dzięki temu wszystko w tej kuchni wygląda wreszcie jak należy. Bardzo się jaram i chcę gotować cały czas. W pracy pół dnia słuchałam o depresji - taka audycja. Nawet ciekawa. Wiedzieli, komu przydzielić. Drugie pół dnia znów byłam banitą - mimo trzykrotnych próśb nie przydzielono mi nic do roboty, więc poszłam sobie. Odczuwam autentyczną sympatię do tej firmy, w takich chwilach jak te nawet większą niż normalnie. Byłam więc w chałupie rychło i chciałam siąść do pisania pracy, ale - a to niespodzianka! - nie było prądu. Ciekawe, czy Roten mi jutro uwierzy. No, oczywiście mogłabym pisać teraz, bo skoro wynurzam się tu, znaczy, że prąd wrócił, ale... Za bardzo się ekscytuję jutrzejszą perspektywą nowej dawki tuszu. Gdzieś kiedyś czytałam o genie uzależnień. To musi być prawda.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńco się wydarzyło w ten (cudowny) czwartek na Woodstocku?
OdpowiedzUsuńHmm, znam Cię?
UsuńCzwartek na Woodstocku był cudownie mokry. Lało dzień cały, tonęliśmy w błocie, wzruszaliśmy się na otwarciu, graliśmy w durne gry w namiocie pijąc na przemian gorącą herbatę i wino i byliśmy paczką. Taką więcej niż na czas Woodstocku. A potem przestało padać i wszystko się pokiełbasiło. Ale o tym już nie mogę Ci mówić.
Dlaczego Cię to ciekawi?
raczej mnie nie znsz :) szukałem po prostu jakichs artykułów o tegorocznym Woodstocku i trafiłem na Twój blog ;) czemu jak przestalo padać się pokielbasiło?
OdpowiedzUsuńArtykułów, powiadasz. W celach sentymentalnych?
UsuńNo przecie mówię, że nie mogę o tym, bo to historie ściśle prywatne i w dodatku nie tylko do mnie należą.
w celach sentymantalnych :) masz ręke do pisania :) miło się czyta. mozna przeciez opowiedzieć historię nie ujawniając imiom :) a nawet można dla zmyłki użyc imion zastępczych :) lubisz wzbudzac ciekawość a potem patrzeć jak ta osoba wije sie z bólu żeby usłyszeć więcej? :)
OdpowiedzUsuńA więc i Ty jesteś chory na Woodstock. Tęsknotki Cię wzięły? Dzięki za miłe słowa. Opinie podzielone, o tym, że jestem grafomanką też już słyszałam ;) Ale wszystkim się nie dogodzi.
UsuńI nie, nie lubię tak wcale, bo sama nie przepadam za tym, kiedy ktoś zaczyna, a nie kończy. Zmiana imion tu jednak nie pomoże, niektóre rzeczy są zbyt ważne, żeby o nich opowiadać. Ale nie wyobrażaj sobie za wiele, to żadna wielka historia. Ot, mały prywatny dramacik ;)
Poza tym kurde! ;) Ja? To Ty się tu pojawiasz, nie wiadomo, skąd, ja się zastanawiam, kimże Tyś jest. A mnie możesz czytać aż do znudzenia. I kto tu jest bardziej pokrzywdzony, hę? Może Ty coś opowiesz?
ja nie umiem pisac, za to czytac już trochę :) no dobrze rozumiem... musiała to byc jakaś spektakularna akcja, ze od razu każdy się połapie :) wersja.1: skoczył na bungie i krzyknął, że Cie kocha, ale potem się wszystko rozsypało... zresztą nieważne (dziewczyny tak czesto mówia jak udają że "to" nie jest ważne" :0 ) wersja.2 wróciłaś do namiotu wcześniej z koncertu (bo zachciało Ci się pić albo źle się poczułaś) i zobaczyłaś coś co wprawiło Cię w osłupienie.. wersja.3 Lider apocaliptica wskazał Ciebie palcem żebys weszla na scene i jak tam poszlas okazalo sie ze chodzilo o dziewczyne obok :). widzisz wersji jest sporo... mam jeszcze 27 (zresztą nieważne :p )
OdpowiedzUsuńO matuchno. No to umówmy się, że wersja 1. Zadowolony? ;)
Usuńzadowolony :-) zostałem Twoim stałym czytaczem, tylko pewnie o tym nie wiesz :-)
UsuńWłaśnie już wiem. Zatem witaj w tym elitarnym gronie. Mam nadzieję, że Ci się nie opatrzy.
Usuń