Dziwnie siedzieć na ławce obok ludzi, którzy są twoją najbliższą rodziną i czuć się tak obco. I... niekomfortowo. Co za ironia losu, mieć 4 braci i z żadnym kontaktu. Przy okazji oni między sobą też. A kiedyś było inaczej. Taki to już paradoks naszej rodziny, że wszyscy się świetnie zapowiadają, a marnie kończą. Przykre. I dziś to odczucie. Jakbym siedziała przy kimś obcym w tramwaju. Obcym, który brzydko pachnie albo pociąga nosem i wolałabym, żeby już wysiadł. Bo się przy nim duszę. A kiedyś tak nie było. No i kiedyś był Linoskoczek. A teraz gdzieś tylko jego karykatura chodzi po świecie.
Jest już zimno. Stopy są skrępowane przez wiązane buty. I będą w tym więzieniu tkwiły do przyszłej wiosny. Dobrze będzie je wtedy uwolnić.
Dziś miałam dziwny sen. Byłam na rynku, chyba w swoim mieście. Jakiś gość, taki trochę obdartus-asceta, długowłosy, zielonooki, smutno-radosny śpiewał to:
I śpiewał pięknie. Uronił parę łez na koniec (ja też) i zniknął. Na ludziach zrobiło to jakimś cudem spore wrażenie, bo zaczęli pytać, o co chodzi. Opowiedziałam im o Aleksie. I zatęskniłam. Za Alexem, Linoskoczkiem, za innymi. Za tym śpiewakiem z rynku też.
Przydałoby się spotkać takiego gościa na życiowej ścieżce, można by chociaż pogadać o życiu czasem... Jakoś tak się już u nas dziwnie składa, że wszystko jest, ale strasznie daleko.
Przydałoby się spotkać takiego gościa na życiowej ścieżce, można by chociaż pogadać o życiu czasem...
OdpowiedzUsuńJakoś tak się już u nas dziwnie składa, że wszystko jest, ale strasznie daleko.
- Lil^
Owszem. Ale to by chyba nikomu dobrze nie zrobiło.
UsuńDziwnie? Chusteczkowo raczej, rzekłabym. Ale... może blisko byśmy nie umiały?