O czym innym miało być kompletnie, ale się dowiedziałam (jakim cudem tak od razu?), że odszedł Prorok. Pamiętam, jak się nim zafascynowałam jakieś... 10 lat temu? Kiedy się dowiedziałam o jego istnieniu. Był prekursorem Ruchu Hipisowskiego w Polsce. Malował. I pisał. Że wszystko jest jajem, jak Hesse. Zresztą, nie chce mi się rozpisywać, kim był. Nigdy go nie poznałam, ale rozbiło mnie to podobnie jak styczniowa śmierć Bowiego. To równie ważna postać dla nas wszystkich spod znaku pacyfy. Wszyscy, którzy wciąż w to wierzą o nim słyszeli i wiedzieli, jak ważny był, że w dużej mierze dzięki niemu wszystko. Mój niegdysiejszy chwilowy towarzysz życia sprzed paru lat, długowłosy dziennikarz, stary poznański hip bardziej był wtopiony w to środowisko, no choćby z racji wieku. Napisałam więc teraz do niego, choć już się nie kontaktujemy, i się teraz smucimy wspólnie. On nawet jedzie na pogrzeb. Też bym pojechała, gdyby nie to, że Bochnia jest na tyle daleko, że nie zdążę na piątek wrócić do zafajdanego sądu.
No proszę, nawet Wybiórcza o tym pisze: http://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/1,34862,20753585,nie-zyje-jozef-pyrz-prorok-wspoltworca-polskiego-ruchu-hipisow.html
Och, Proroku! Zrobiłeś wielką rewolucję. I pomogłeś stworzyć ot choćby mnie. W świetle jutra tym bardziej wdzięczna jestem. Przechodź teraz spokojnie przez słonecznikowe pola, niech tam powiewają Twoje długie włosy.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz