Żeby nastrój wyklarował mi się, włączyłam Beatlesów. Och, jak kocham ich! Zwłaszcza George'a, ale w ogóle wszystkich. Kojarzą mi się ze starymi dobrymi czasami liceum, chociaż nie tylko. Są tacy uniwersalni, że pasują do wszystkich czasów, sytuacji jasnych i przeklętych ironii losu. Dlatego właśnie można by tu coś... Hey, you've gotta hide your love awaaaaaaaaay!
piątek, 5 sierpnia 2016
ob la di ob la da
Kocham ten stan, kiedy rozsadza mi mózg, ale życie sprawia, że mnie po prostu zatyka i nie wiem, co powiedzieć. Roti ma rację - wiem, że nic nie wiem to mogłoby być ostatnie zdanie w historii humanistyki. Nic mądrzejszego powiedzieć nie można. Żeby się jednak poczuć lepiej, powypisuję sobie pierdoły przenajróżniejsze. Zmotywowałam się dziś do biegania. W zasadzie to nie miało nic wspólnego z motywacją - zalazły mi za skórę aż trzy osoby, z czego jedną miałam ochotę zamordować, drugą zagryźć, a trzecią tylko kopnąć. Jak ja ich wszystkich kocham, nie do wytrzymania. Więc żeby nie wybuchnąć, pobiegłam. I się czułam, jak gdybym biegła już w stronę jesieni. Przecież powinno być przede mną pomarańczowe niebo! A było już fioletowe. Nade mną chmury. Gdzieś tam dym z komina. Jedyne, co letnie jest jeszcze: zboże. Nie wszędzie jeszcze jest po żniwach, rolnicy zamarudzili. W sumie, nic dziwnego. Też by mi się wydawało, że to jeszcze nie czas, że to się robi w pełni lata. A lata nie ma. Nie sądziłam, że będzie mi to aż tak przeszkadzać. Co do motywacji natomiast - to tak wszędzie i zawsze jest, że im dalej, tym trudniej? Ze 2, 3 lata temu potrafiłam się zmotywować do takich rzeczy, że hoho. Teraz palcem kiwnąć mi się nie chce, jakoś nie widzę sensu w podejmowaniu nowych wysiłków. Wiem, że ten sens jest, ale chwilowo co z tego? To pewnie to, o czym wczoraj pisał Metaksa - rozczarowujemy, także sami siebie, bo nas rozczarowują.
Żeby nastrój wyklarował mi się, włączyłam Beatlesów. Och, jak kocham ich! Zwłaszcza George'a, ale w ogóle wszystkich. Kojarzą mi się ze starymi dobrymi czasami liceum, chociaż nie tylko. Są tacy uniwersalni, że pasują do wszystkich czasów, sytuacji jasnych i przeklętych ironii losu. Dlatego właśnie można by tu coś... Hey, you've gotta hide your love awaaaaaaaaay!
Wahałam się pomiędzy Help, Let it be albo Happiness is a warm gun, ale to się wydaje jakby... też spoko. O, i widzę, że nawet Vedder to zacnie scoverował. Vedder też jest na czasie. Nie wiem. Nie wiem. NIE WIEM. Niedługo zacznę słuchać Elektrycznych Gitar i wszystko będzie już tylko naprawdę cholernie śmieszne.
Żeby nastrój wyklarował mi się, włączyłam Beatlesów. Och, jak kocham ich! Zwłaszcza George'a, ale w ogóle wszystkich. Kojarzą mi się ze starymi dobrymi czasami liceum, chociaż nie tylko. Są tacy uniwersalni, że pasują do wszystkich czasów, sytuacji jasnych i przeklętych ironii losu. Dlatego właśnie można by tu coś... Hey, you've gotta hide your love awaaaaaaaaay!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz