środa, 10 sierpnia 2016

brighter tomorrow

Co za dni! No tak, podobni jak zawsze. Idziemy na rekord, które wytrzyma dłużej. W zasadzie chyba przegrywam. Myślę sobie, że to wszystko teraz jest po coś, generalnie wszystko jest po coś i wiem, że ma to sens, którego być może jeszcze po prostu nie rozumiem. Czasem się jednak miarka przebiera czy tam czara goryczy się przelewa i się nie da. Wczoraj był kolejny dzień taki. Prawie cały z Noelle i dzieciakami. Padał deszcz, a jakże, siedzieliśmy więc w domu, pilnowałyśmy dzieci, ugotowałyśmy obiad dla wszystkich, razem. I wymyśliłyśmy Nancy. To był taki dzień jak tamten poniedziałek po ostatnim powrocie. Tak teraz dzień przed wyjazdem. A jako, że nie wiem, kiedy kolejny raz, to wczoraj wieczorem posiedziałam z matką i obejrzałyśmy film, który leciał akurat - "Nakarmić kruki". I co, da się tak, żeby ta biedna mała dziewczynka po tym wszystkim miała normalne życie, skoro nie dość, że widziała takie rzeczy to jeszcze odczuwała je bardziej niż inni? Da się tak, żeby wszystkie takie dzieci mogły żyć normalnie, szczęśliwie? Rozglądam się i śmiem wątpić, bo to takie rzadkie. Gdzieś tam się zdarzy jedno nieszczęście i wszystko leci jak lawina, a łańcuszek smrodu się rozrasta na kolejne pokolenia. I nie wiem, czy można za to w ogóle winić kogokolwiek. Muszę przestać o tym myśleć. Albo chociaż uciec gdzieś przed tym, jak inni uciekają, na wodę, za wodę, do lasów, do gór. To drugie chyba nawet będzie łatwiejsze. A kiedyś, jak już wrócę, włączę Elektryczne Gitary i naprawdę, naprawdę będzie już tylko śmiesznie. A teraz daleko, na koniec świata!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz