poniedziałek, 25 lipca 2016

wody!

Duuuużo rozmów, wszystkie o tym samym. Wszyscy mają ten sam problem? Większość tak samo reaguje. Cykorem. Nie stchórzyła Oriana, nie tchórzy Hiv i jemu kibicuję szczególnie, podczas gdy tak starannie przeprowadza swoją małą wielką rewolucję. To takie ważne i duże właśnie dlatego, że trudne i niepewne. Nie mamy już 16 lat, wcale nam się nie wydaje, że świat leży u naszych stóp, że możemy go podbić, że wszystko jest możliwe. I to okropne, że nie ma w nas już tej wiary, naiwnej, infantylnej wiary w to, że się da, wszystko się da, tylko trzeba chcieć. Mamy już tylko nadzieję, a wiary nie. Zamiast wiary nosimy dusze na ramieniu i tysiące ran. I lęk. I tak się spotykamy wszyscy, patrzymy na cudze rany, patrzymy na swoje blizny. I... wycofujemy się, żeby się nie otworzyły. Ostrożność czy tchórzostwo? To drugie, prawie zawsze przecież to drugie. Tworzą się mury, ściany, w najlepszym razie szyby, gdzie jesteśmy względem siebie na bezpieczną odległość, czasem bardzo bliską, czasem do siebie przylegamy, ale żadne nie śmie tej szyby rozbić. A w najgorszym mosty i robi się nam do siebie daleko, bardzo bardzo daleko, więc wtedy puszczamy je z dymem, bo tak jest łatwiej i nic już nie mąci spokoju albo jego ułudy. Jakie to straszne i śmieszne zarazem. Straszne, bo zamyka drogę na wszystko. Bo nigdy nic się nie zmieni, kiedy ciągle się asekurujemy. Nie jest tak, jak na filmach, że zmiany znajdują nas same, a wtedy my, trochę poirytowani, przestraszeni, oddychamy jednak z ulgą, że wreszcie nastał jakiś przełom, bez większego wysiłku. Śmieszne, bo tak nigdy nie będzie. Śmieszne, że tak się boimy, siebie samych i siebie nawzajem. Jak dzieci, które robią coś po raz pierwszy, mimo, że przecież robimy to setki tysięcy razy. Prawie nigdy na 100%. Bo na pół gwizdka jest wygodniej, bezpieczniej, zawsze można zawrócić. Dlatego trzymam kciuki za Hiva, bo on wybrał drogę bez powrotu i oby ją sobie zdołał utorować, oby zdołał rozwalić tę cholerną szybę, skoro mimo strachu zdecydował się na to.

Czytam "Pogrążyć się w mroku". Poradnik? Mam nadzieję, że nie, choć mam nieprzemożną chęć, by tak się stało. Mam też nieprzyjemne wrażenie, że jestem jak pożoga. Gdzie się nie pojawię, zostawiam po sobie straty i wszystko spopielone, choć przecież płomienie są takie gorące i piękne. Jestem przyczyną zagubienia swojego i innych niestety również. I nie wiem, co mogę z tym zrobić, sama siebie ujarzmić nie potrafię. Inni tylko patrzą, jak przechodzę i też nie wiedzą co zrobić, ale przecież przez szybę nie da się ugasić ognia.
Wieczorami chodzę sobie po łąkach, patrzę, jak ubywa zboża i śpiewam smutne piosenki, jak ta powyższa. Nie dają odpowiedzi. A zastanawiam się nad tym, czy dać sobie spokój z tym wszystkim, odpuścić sobie wszelkie szanse, bo jestem zmęczona i bo kto ryzykuje, dostaje po dupie. Czy brnąć w gąszcz, jak Hiv, wyszarpywać sobie ochłapy z życia, bo kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Nie mam wiary, mam nadzieję, bilans cały czas wychodzi na zero. Może tylko wystarczy zadecydować i być konsekwentnym? W przejściu podziemnym na Hetmańskiej, gdzie pełno jest grafftti, ktoś wysmarował wiersz Dehnela. Zamki są słabe, szyby są cienkie. Jest też stawka - tysiące kawałków, o które po obu stronach można się pokaleczyć. Ale to przecież nie zabija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz