Jeszcze niedawno na wieszaku wisiał zimowy płaszcz. Po powrocie do domu trzeba było wypić gorącą herbatę. Marzły dłonie i stopy. Dopiero przed miesiącem wyciągnęłam trampki. A teraz zupełnie nagle można spać przy otwartym oknie. W wazonie na szafce stoi bukiet bzu i mnie oszałamia. Mam jaśniejsze włosy i ciemniejszą skórę. Mogę wreszcie chodzić w szarawarach i bez kurtki. Siedzieć nad rzeką, gdzie po 21szej jest wciąż jasno i rechoczą żaby, pachną trawy, szumi woda. Nagle jest bardzo gorąco, ale to wcale nie dziwi. Jakby tak miało być. Nie chce mi się wierzyć, że znów kiedyś mogłabym mieć ochotę na gorącą czekoladę, grzane wino albo spanie w skarpetkach. Jakby tak jak teraz było zawsze. Powrót do dobrostanu.
Ej, te marznące stopy... Tu się wiosna też wpieprza, przypomniała mi się nasza pewna rozmowa w podobnym, co ostatnio, klimacie... :D :D RATUNKU!
OdpowiedzUsuńO zgrozo! Chyba pamiętam :D
Usuń