środa, 20 kwietnia 2016

it's all too much

Od zeszłego wtorku do tejże środy dzieje się za dużo, a jeszcze na dodatek zbliża się pełnia. Po naszym zeszłotygodniowym seansie prowadziłyśmy w środę telefoniczne dyskusje w parku. W czwartek był wykład o herezjach. W piątek wizyta o Rotena, w domu, co mnie zawsze nieco zbija z tropu. W piątek też ja i Kamala odwiedziłyśmy Noelle, Belmora i Didi. Ta ostatnia była zajęta odgrywaniem Roszpunki, ale myśmy sobie pogadali, o relacjach ot choćby. Całkiem emocjonujące były to rozmowy, choć wnioski raczej niezbyt budujące. Potem z Kamalą udałyśmy się do knajpy, ale już nie do speluny, bo mamy jej szczerze i serdecznie dość. W knajpie tej, takiej nawet całkiem retro, ze stolikami i kurtyną niczym z teledysku Nirvany gawędziłyśmy sobie i nie tylko, aż w końcu przyczepiły się do nas dwa największe lumpy - dużo starsi i w sztok pijani. Klasyka, swój zawsze swego znajdzie. Myśmy jednak wodziły oczami za Pracownikiem (jest tam taki pracownik, który z tak wielką gracją i wdziękiem zbiera kufle ze stolików, że och!). W drodze na nocny omawiałyśmy jego rozliczne zalety, osiągając tym samym szczyty swojej durnoty.
- Jest niesamowity! Ciekawe, jak ma na imię. Na pewno jakoś wspaniale, może Emanuel. 
- Bożydar! 
Noc była krótka, nazajutrz poszłyśmy nad rzekę i zrobiłyśmy omlet z kaszy, panikując przy jego przewracaniu. Spożywałyśmy go, a w radiu Pablopavo śpiewał jedzmy tę kaszę, w którą ktoś dmucha. Dziwne. Później polazłyśmy do anarchistów. Na podwórku mieli stragany z książkami i wege żarciem, a w kawiarni była debata o podmiotowości zwierząt. Tam też spotkałam jednego ekscentryka z autobusu. Już go dawno temu chciałam zaczepić, ale nie było sposobności. Kiedy więc teraz stanął w progu w zaparowanych okularach i z bluszczem w reklamówce, wypaliłam: - Znam cię z 58! - Świat jest jednak mały. Sama debata była jak dla mnie trochę zbyt emocjonalna, a za mało merytoryczna, ale był ogień. I od tego czasu coś nam zaczęło świtać... Dla kontrastu polazłyśmy se do opery na Objawienia i herezje na podstawie Kafki i Schulza, z okazji urodzin Noelle. Było tam dużo manekinów i tej cholernej materii. Wróciliśmy więc na tamto podwórze, a tam już stała prowizoryczna scena z dykty, a na niej Niesamowita Sprawa, a potem Patyczak, który dał kabaret, że omal żeśmy się nie spłakali ze śmiechu. Super. Lubię tych ludzi tam i to, w jaki sposób działają. Żeby móc jeszcze w spokoju pogadać powędrowaliśmy w czwórkę - bo w międzyczasie grono się powiększyło - do knajpy (tak, tej) na piwo. Rozmowa się jednak nie kleiła wcale. Do mnie zadzwonił Hiv w jakimś dziwnym stanie, Noelle musiała się zbierać podtrzymywać cały świat spoczywający na jej głowie, a reszta towarzystwa wysyłała komunikaty sprzeczne. Ostatecznie dopisałyśmy ciąg dalszy biografii Bożydara - wygląda, jakby miał ukraińskie korzenie - Bożydar, młody kozak z Drohobycza, brak mu tylko rączego rumaka! Albo lepiej: hucuła! Niedziela przywitała nas deszczem i w deszczu się rozstałyśmy. Wieczorem słuchaliśmy z Hivem Porcupine Tree i smuciliśmy się naszymi losami, głównie jego losem, bo to jego kolejna, absurdalna historia i to już dawno przestało być śmieszne i znośne. Nowy tydzień też niczego sobie - w poniedziałek opierdol od Rotiego i jakaś dziwna impreza wśród znajomych Kamali, wczoraj esej o tych nieszczęsnych prawach człowieka, dziś Roti dzwoni i przeprasza, wieczorem wyjeżdża Hiv i cholera wie, kiedy i czy się zobaczymy ponownie. Za dużo tego wszystkiego. A miał się kwiecień dłużyć, być nudny i nijaki. No to mam, co chciałam. 
Całe to wszystko jest zadziwiająco spójne. Tu herezje, tam herezje, tu prawa człowieka, tam prawa zwierząt. I ludzie, ci starzy, dobrze znani i tamci nowi. Z tymi pierwszymi drogi się rozchodzą - albo siłą rzeczy albo za sprawą ich lub mojej decyzji. Mojej dlatego, że męczy mnie, gdy ktoś jedno myśli, drugie mówi, a trzecie robi. O ile w ogóle coś robi. Nowi dają do myślenia, inspirują wręcz, nawet kiedy ich ledwo pamiętam. Choćby ci w sobotę. Może oni mają rację, że nie ma co walić głową w mur, lepiej chrzanić ten system i sobie uprawiać swoje małe poletko według własnego widzimisię. A przy okazji jest to proste, otwarte i zwyczajne, co urzeka mnie najbardziej.

2 komentarze:

  1. Wykurwny ten kawałek! Bardzo emocjonujący ten czas. No, ale mówisz - masz... kiedy się nauczymy, że tak jest..? Nigdy?:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I też wyjebny.
      Niby taaaak, no ale zobacz - z pół roku kwiczałyśmy i dopiero teraz poskutkowało, a i tak nie wiadomo, na jak długo. Więc ja już nie wiem, czy tu w ogóle obowiązują jakieś reguły.

      Usuń