Kończę dziś pisaninę, którą męczę od września. Dziwne uczucie. Będę musiała to przeczytać i mieć nadzieję, że się przy tym nie porzygam. Czuję, że jeszcze będzie z tego jakiś przypał.
Można już chodzić bez czapki. Miesza się od tego w głowie i wydaje się to taką niespodziewaną wolnością, że aż trudno sobie z tym poradzić. Rozsadza człeka żywot, bo wiosna idzie. A idzie, idzie już na pewno! Wczoraj wieczorem siedzieliśmy w parku z orzeszkami i herbatą, kiedy nad naszymi głowami przeleciało stado dzikich kaczek, pozdrawiając nas. Jeszcze tylko żurawie i już wszystko zacznie się jakoś układać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz