poniedziałek, 8 lutego 2016

ciąg dalszy

W głowie Noelle zaczęły dziać się osobliwe rzeczy. Co więcej, zaczęła wprowadzać wszystko to, co się w jej głowie zrodzi w czyn. W efekcie napisała dosyć dziwnego maila do nieznanego właściwie człowieka, co mnie przyprawiło o atak serca. Ja go bowiem znam. Poszła też wreszcie do swojej ukraińskiej lekarki, zajmującej się ponoć także medycyną niekonwencjonalną. Noelle wybrała sobie tę lekarkę, bo miała najfajniejsze nazwisko z całej załogi osiedlowej przychodni. No i ostatnia sprawa, ale za to najgrubsza: nasłuchawszy się ode mnie i pośrednio od Chloe narzekactwa na ludzi (że im się nie chce, że przebywać ze sobą nie umieją i jakby za karę to robią), doszła do wniosku, że ludziska są zaprzykrzeni, wobec czego należy nie na nich narzekać, ale ich uradośnić. Wymyśliła więc, że należy zorganizować spotkanie w starym stylu Od razu poinformowała o tym osobę, która przystaje na każdy durny pomysł - mnie. Zajarałyśmy się więc jak pochodnie i zaczęłyśmy wymyślać jadłospis. Skromny, bo to wiadomo, jak kiedyś było. Konieczne są te sałatki i kanapeczki z chlebka kawiorka. Bawiłyśmy się przednio! Potem należało stworzyć listę gości i tu się zaczęły schody - wszyscy, których znamy to ludzie z kompletnie innych planet, więc brzemię spocznie na nas wielkie, aby ich jakoś zintegrować. Głowiłyśmy się niesłychanie, co zrobić, żeby przyszli, żeby było parzyście, żeby pary przylazły razem, żeby się nie okazało, że ktoś nawali i nie przyjdzie i wtedy położy nam cały misterny plan z naszymi wyliczeniami. Ostatecznie uznałyśmy, że mniejsza z tym wszystkim, zaprosimy kogo wlezie, nawet tych, których prawie nie znamy albo takich, co to ich jedna z nas znała dawno temu, niektórzy może dostaną nawet anonimowe zaproszenia - my doszłyśmy do wniosku, że jakbyśmy dostały maila z takim zaproszeniem, a nie wiedziałybyśmy, od kogo, to oczywiście polazłybyśmy i tak, w poszukiwaniu przypału. Wreszcie ostatni problem - data.
- Myślałam, żeby może to zrobić w urodziny Belmora. 
- O, to ładnie, że chcesz mężowi takie urządzić przyjęcie. Co on na to?
- On jeszcze nie wie, że mamy taki pomysł.
- Ach... nie wie... Ale my już mamy listę gości i menu! Myślisz, że będzie zachwycony, gdy ujrzy na chacie mnóstwo obcych ludzi?
- Hmmm... Może być różnie.
Na przykład tak:






















Lata przystawania z nami robią jednak swoje - Belmor po prostu przystał na tę propozycję, a jedyne, co go zafrapowało to to, czy powinno być wino (jak w piosence) czy raczej wódka (jak w opowieściach rodziców). Jesteśmy pewne, że nasze zamierzenia swoją drogą, a rzeczywistość swoją i jak zjawi się chociaż połowa zaproszonych - będzie sukces. Oficjalnie informuję zatem, że jeśli ktoś nie ma planów na wieczór 20 lutego, a jest/będzie/chce być akurat wtedy w Poznaniu i ma ochotę się do nas przyłączyć - śmiało&bez krępacji! Niechaj napisze, a wszystkiego się dowie. Ostatecznie dzięki temu my same przekonamy się, czy nasze pomysły mają jednak sens czy to tylko dziwaczne hipisowskie mrzonki. Ach, rety rety!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz