piątek, 1 stycznia 2016

nowy wspaniały rok.

Kolejna hiperniedziela. Brakuje mi w ten dzień towarzystwa, z którym można by słuchać topu i wymieniać komentarze na bieżąco. Na samym topie chciałabym Dire Straits. Bo tak. Uriah Heep już było?

Dzień zaczął się noworocznym cudem - oto spadł śnieg i przykrył ślady wczorajszej rozpusty. Przez to jest milej. Nie widać butelek, śmieci i resztek petard. Prószy sobie dalej, nie ma wiatru, a jest mróz. Lubię, gdy tak jest. Można chodzić po lasach i łąkach, bez ryzyka grzęźnięcia w błocie. Jest chłodniej i wszystko jest mniej rozdygotane, także wewnątrz. Więc dziś, kiedy zostałam już sama, poszłam do lasu i nad rzekę. Jeszcze nie skuło jej lodem. Było nieźle.
Wczoraj też było nieźle, zwłaszcza w porównaniu z poprzednimi latami. Już w południe spotkałam się z Kamalą, zjadłyśmy sałatkę i poszłyśmy. Do lasu i nad rzekę. Był ogień! Wszak musiałyśmy uraczyć się historiami jeszcze sprzed Świąt. Potem wróciłyśmy i nie miałyśmy nic konkretnego do roboty. Mimo to i tak było fajnie - najważniejsze mieć przy sobie człeka, który nie marudzi i wykazuje jakieś przejawy życia. I już można się nieźle bawić. Obżarłyśmy się plackami, obejrzałyśmy głupawy film o nieprzystosowanej dziewczynie przebranej za rekina, a potem walnęłyśmy sobie makijaże brokatowymi kredkami i złotymi cieniami. A że miał to być sylwester z Bobem, Kamala wdziała rasta koszulę, a ja szarawarki. I koszulkę świecącą, niby lateksową, dla kontrastu. Mogłyśmy potem otworzyć wino i obejrzeć film, który planowałyśmy zobaczyć wspólnie już od dawna. Los nam bowiem sprzyjał - na TVP Kultura puścili nam "Włosy"! <3 <4 <5 Byłam przeszczęśliwa. Obejrzałyśmy w trójkę, wraz z moją rodzicielką. Na początku posmarkałam się ze wzruszenia, ale na koniec udało mi się nie poryczeć. Może Fresco, znane nam z Woodstocku, złagodziło trochę mój ból. To pyszne wino. Później udałyśmy się wraz truskawkowym szampanem dla dzieci na Starołękę, bo tam przebywali nasza woodstockowa rodzina i zapraszali na herbatę. Więc ostatecznie siedzieliśmy sobie tam - Kamala, ja, Noelle, Didi, Belmor no i rodziele Noelle, a oni są fantastyczni. Tak oto trzy pokolenia spędziły razem miło czas, jedząc, pijąc i gadając o całkiem sensownych rzeczach. Tam, w tym starym, niewielkim domu, jest zawsze świetnie. Atmosfera idealna, bo ludzie weseli i otwarci. Normalni. Teraz tacy to skarb. Potem wróciłyśmy, spałaszowałyśmy szpinakową roladę, zrobiłyśmy sobie herbatę z wkładką do termosu i wylazłyśmy na dwór oglądać fajerwerki. Nie było ich wiele, ale nic to. Doszłyśmy do wniosku, że trochę ten sylwester absurdalny. Polazłyśmy się jeszcze przejść i - nie wiedzieć czemu, chyba przez tę herbatę - zaczęłyśmy gadać Herbertem. A potem siedziałyśmy już same z Bobem i prowadziłyśmy rozmowy, których z różnych względów nie mogę przytoczyć. Kiedy już porwał nas Morfeusz, sen miałam osobliwy - śniło mi się, że wraz z Kamalą zapisałyśmy się do... przedszkola. Wielce wymowne. Czyżbyśmy aż tak dziecinniały? W południe impreza się zakończyła, a mi został top, ciasto i czas na ewentualne postanowienia. Ale nie wiem jeszcze dokładnie.
Było zacnie. Jeśli ci, z którymi spędza się ten noworoczny przełom później determinują kolejne miesiące, to jestem za. Ta gromada jest klawa i niech nas będzie razem w 2016 jak najczęściej.

2 komentarze:

  1. Oooo! Szoinakowa roladaaa! <3 Pamiętasz, że zapraszałaś, czy raczej nie oponowałaś przed bezczelnym wproszeniem się, na obiad?;p Oby było nas jak najczęściej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, ale to chodziło tylko o jedną osobę, tę z najbardziej pojemnym żołądkiem ;)
      A roladę nie ja robiłam, także musisz uśmiechnąć się gdzie indziej :P
      Oby!

      Usuń