Piszę artykuł o Woodstocku i samo to nie działa na mnie dobrze. Słucham też Słowiańskiej Duszy - z głośników słychać Saskię i to też nie działa dobrze. Skonam chyba za moment! Wczoraj spędziłam uroczy wieczór z Lil - niestety jedynie wirtualnie. Spotkałyśmy się na GG i wciągając niezdrowe jedzonko oraz popijając procenty rzuciłyśmy się w wir wspomnień. A jest co wspominać! Całą tę sesję zdominowały oczywiście Bieszczady, ach... Zaczęłyśmy oglądać zdjęcia, czytać dziennik z podróży i utyskiwać nad brakiem nowych przypałów, obojętnie już w zasadzie gdzie. Wspomniałyśmy też o tym, jak to kiedyś dywagowałyśmy na temat ewentualnej paczki popaprańców. Obie nas ciągnie w te stronę trochę, mimo indywidualizmu i popadania w okresy bardziej lub mniej radykalnej samotności. Szustak mówił o wystawianiu wspólnie dziobów! Więc to chyba normalne, że się niekiedy myśli o tworzeniu takiej kolonii. Och, po prostu, jako mały, wiecznie pogubiony człowieczek ze skłonnościami do czarnowidztwa, szukam za wszelką cenę powodów do radości, ażeby walczyć z mrokami swej duszy. Rozjaśniają je ogromnie wszelkie rozmowy o wszystkim, też te ważne, nie o pierdołach, te z rozbieraniem się z masek, do ścięgien, do kości. I wszystkie te durne akcje, spotkania do świtu, dzikie harce, marzenia o kąpieli w fontannie, nawet gubienie tożsamości. To wszystko jest jakieś, takie bardzo, takie intensywne. A ja bardzo lubię być z kimś bardzo, a nie na pół gwizdka. Fajnie, że z niektórymi tak łatwo to uzyskać.
W związku z tym song: https://www.youtube.com/watch?v=FWZNF4F1r7Y
Do obrzydzenia. Choć ja też czasem tego wszystkiego nie potrafię.
Dziś miałam naprawdę zacny sen! W lesie była wielka zielona polana, na tej polanie stały długie białe stoły i było tam wesele. Byłam tam ja, była Lil, chyba także Kamala, różne inne znajome twarze. Ale większość to nieznani ludzie, wszyscy ubrani bardzo kolorowo i zupełnie nieweselnie, taka mała lumpiada. I tańczyli wszyscy i śpiewali, tworząc wielkie koło wokół całej polany. O to chodzi. Przez ten sen to wszystko wypisuję zresztą.
Nagłe wybuchy szczerości potrafią zwalić z nóg.
Och! <3 Serce się raduje, gdy czytam to wszystko! <3 Zastanawiam się tylko, kiedy moje szaleństwo i szczerość Cię przerosną, wszak w obcowaniu ze mną nie da się stronić od różnych środków wspomagających, przynajmniej tych duchowych :P Kąpiel w fontannie - no właśnie, w tym roku musi się udać! :D Gubienie tożsamości... ciekawe, jak tam nasz antykwariat? :P Powinnyśmy bardzo się na tym pomyśle wzbogacić.
OdpowiedzUsuńEj, z niektórych snów nie chce się powracać na jawę... Szkoda, że nie można się tam przenieść na pstryknięcie palców. Obowiązkowo trzeba zabrać ze sobą ustępy z Pope'a o Jaskini Splinu :P W końcu w Jaskini tej mieszkają prawdziwe Królowe i to o każdej porze.
Przerastać to czasem mogą, zdarza się, ale żeby przerosnąć? Nie wydaje mi się! ;> Także bez obaw. Fontanna, to już powoli symbol wszystkich naszych niezrealizowanych dotąd przypałów. Wzbogacimy się, zapewne po śmierci :P
UsuńNo z niektórych tak, ale dziś np. śniło mi się że zapisałam się do... przedszkola! :D To chyba powoli staje się adekwatne. Jaskinia Splinu zafascynowała mnie. Czy te Królowe to my? ;>