***
Wypowiadaj swoją prawdę jasno i spokojnie i wysłuchaj innych, nawet tępych i nieświadomych, oni też mają swoją opowieść.
***
Dziś był słoneczny dzień jesienny, w który to miałyśmy z Chloe zamknąć nasze sprawy służbowe. Nim się jednak spotkałyśmy, każda z nas załatwiała różne rzeczy na mieście. Ja np. w pewnej chwili jadłam sobie precla na deptaku i pisałam do osoby, która mi o tych pysznościach latem jeszcze doniosła. Wtem podnoszę głowę i widzę, że zmierza w moją stronę pewien jegomość. Przyciągam takich od lat, więc od razu wiedziałam, że podejdzie i czegoś będzie chciał.
- Przepraszam, mogę przysiąść?
- Proszę.
- Pani coś tam sobie pisze.
- Uhm, już kończę.
- Nie no. To pani prywatność.
-
- Ja mam prośbę.
Tu westchnęłam sobie, bo od razu wiedziałam, co będzie dalej.
- Od 7 lat żyję na ulicy. Nie chcę pieniędzy. Ale jakieś jedzenie.
-
-
- No dobra. Chodźmy.
-
-
- To wszystko dla mnie?
- Na zdrowie.
A że jeszcze miałam swoje precle, to sobie stanęliśmy i jedliśmy wspólnie.
- I czemu to na tej ulicy?
- Na własne życzenie.
I dalej cała ta historia, słyszana choć raz przez każdego. Że się noga podwinęła, że się było młodym głupim, że wódka. Rodzina jest, gdzieś. Nie ma kontaktu. Terapia? Była, ale to na nic. To bez sensu. Zdrowie? No, siada. Nawet już zawał był. Ale nie, przecież chce się żyć. Chciałoby się wyprostować. Ale to się nie uda, to się już nie uda. Córki w moim wieku. Gdzieś, gdzieś pewnie są. Czy ja w to wierzę? A czy ten opatrunek, ten tu na ręce, mogłabym zmienić może?
Stoję sobie i słucham. Choć co chwilę pada:
- Nie chce mi się gadać o tym zresztą.
Mija trochę czasu. O coś czasem dopytam, nie pocieszam, bo to na nic. Ja sama już nie wierzę w happyendy. Ale wspominam mu o swoich perturbacjach, żeby się nie czuł jak na wywiadzie. Mówię, że wiem, że się noga może podwinąć i że potrafię sobie wyobrazić utratę domu. Bo potrafię. I opowiadam o moim Linoskoczku. Który gdzieś tam na Południu właśnie zapija się na śmierć. Zapija swoje wszystkie dobre strony, swoje dobre serce, swoje bystre oczy, swój humor, wrażliwość, intelekt, piękno, uczucia, emocje. Siebie całego. Mówię, że znam takie historie. No bo nie każdy kloszard z butelką taniego wina jest gnojem, śmieciem, gnidą, którą można wzgardzić. Miał kiedyś swoje zalety, za które do dziś się go kocha. I się najpierw miota, bo się łudzi. I to boli. A potem boli jeszcze bardziej, bo już się wie, że to się wszystko nie uda, że butelka nigdy nie ma dna, a wszystko polega już tylko na próbie jego sięgnięcia i schodzi się coraz niżej i niżej, jakby do piekieł. A z piekła nie ma ucieczki.
O tym sobie myślałam, słuchając go na tym deptaku, kiedy mówił dalej o rzeczach, o których mówić już nie warto. Miał ciemne, smutne oczy i takie długie rzęsy, jak mają zwierzęta. Spojrzenie klasyczne, tyle razy już widziane, pierwszy raz przed laty, we własnym przecież domu - zimne, zaskakująco trzeźwe, bezdennie zgnębione. Miał bardzo ładne bujne, kręcone włosy. Nawet w takim stanie był przystojny i zupełnie nie wyglądał na swoje 46 lat. Wkrótce tyle będzie miał Linoskoczek. Będzie miał? Czy może już nie? Nawet byli do siebie podobni. Mówię o tym.
- No widzisz. A ja mam młodszą siostrę. Gdzieś. Jak to się wszystko zapętla.
Dokładnie to czułam. Zapętlenie.
Pod koniec powiedział, że już się zarąbał kompletnie. Że już mu się nie uda. Że już w to nie wierzy.
- Jeśli sam w to nie wierzysz, to się nie uda, choćby nie wiem kto w ciebie wierzył.
- Nawet Bóg.
- Bóg? Wierzysz w Boga?
Na co stanął przede mną i spod swetra wygrzebał pięknie niebieski różaniec.
- No to się będę za ciebie modlić.
Patrzę i widzę, że jest bardzo źle. I czuję, że ze mną też.
Wyciąga zdrową rękę i gładzi mnie po policzku.
- Jesteś kochana.
-
-
- Mimo wszystko życzę ci...
Obejmuję go, przytulamy się. Płyną łzy po jego policzkach.
A więc? Jest coś jeszcze poza wódką? Bo to nie wódka płakała. Bo był trzeźwy. I znów wymazuję krzyżyk postawiony na Linoskoczku. Może i on wciąż jeszcze jest człowiekiem. Dlaczego już nie wierzę, że znów nim będzie? Jeden i drugi. Bo co, bo statystyki? Bo doświadczenie? Bo po co się potem rozczarować? Bo łatwiej zapomnieć, odwrócić wzrok, przestać o tym myśleć. A oni są przecież w piekle, kompletnie sami. Na własne życzenie. Mój Linoskoczek też jest w piekle.
Oddalając się w swoją stronę pociągałam nosem i też ocierałam łzy. Nie dlatego, że taka jestem szlachetna, wrażliwa i wzruszają mnie cudze losy. Pewnie, życzę temu człowiekowi jak najlepiej i chciałabym, żeby się podniósł. Jest mi kurewsko przykro, że cierpi i nie może się z tym uporać. I pewnie byłoby mi przykro i tak, ale rozbeczałam się właśnie dlatego, że taki był podobny. Że pomyślałam sobie, że gdzieś tam daleko być może Linoskoczek też naciąga kogoś na jedzenie, opowiada swoją historię, prawie taką samą, bo one wszystkie są podobne. Jeśli to wszystko się zapętla, to czy skoro ja kupiłam mu jedzenie, wysłuchałam go i przytuliłam, to czy gdzieś tam, na Południu ktoś, może czyjaś siostra, może jego, nakarmi, wysłucha i przytuli Linoskoczka? Bardzo bym chciała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz