... i nastrój opadł.
Ostatni tydzień. Potem grudzień, za miesiąc Święta. Całe szczęście, że już mam prezenty. Bo póki co moje życie wygląda jakoś tak... No nie mogę powiedzieć, że jestem w ciągłym biegu, gdyż przez większość dnia siedzę na dupie. Wstaję rano i piszę. Piszę teksty do pracy, piszę teksty na uczelnię, piszę jedną rzecz dla wątpliwej przyjemności własnej, ale skoro już zaczęłam... Nie mniej, na tym pisaniu wszelakim schodzą mi całe dnie. Niespecjalnie mam czas czy nawet ochotę na coś innego. Staram się wkręcić w me życie doktoranckie, choć już widzę oczami duszy mojej, jak za parę lat żegnam się z uczelnią. Wszak ni ma etatów. A nawet jeżeli by były...
Zresztą, nie ma co myśleć póki co o tym. Ostatnio natomiast myślałyśmy sporo o przeszłości. Zaczęło się osobliwie, bo od tego Jacksona. Później, zrządzeniem losu, natrafiłyśmy na naszej drodze liceum, do którego chodziłyśmy wraz z Noelle. Tam się poznałyśmy i tam się w ogóle zaczęła cała historia. 8 lat temu! Wlazłyśmy tam, usiadłyśmy na holu i siedziałyśmy, rozdziawiwszy papy. Czułyśmy się, jakby minął weekend, może miesiąc, a nie 6 lat od czasu, kiedy tam chodziłyśmy. Niby tyle się zmieniło, a tak naprawdę nic. I czy to jesteśmy wciąż te same my? Miało być miło i śmiesznie, a tymczasem wizyta tam cholernie nami wstrząsnęła, nie wiedzieć w sumie czemu. Sporo myślałam o tym później. Mam chwilami wrażenie, że gdzieś, w przepaści pomiędzy tym, co było 8 lat temu, a tym, co jest teraz zgubiłam siebie. Wtedy to bardziej byłam ja. Wtedy więcej mogłam, więcej chciałam, miałam dużo więcej siły. Kiedy się działo źle, łaziłam przez parę dni po łąkach, aż mi się poukładało wszystko w głowie. Teraz nie chce mi się wyłazić, ewentualnie idę na cmentarz, żeby się wyciszyć. Teraz się wyciszam, a wtedy... Wtedy trzeba mi było więcej ognia, jeszcze bardziej czuć chciałam wszystko. Żeby się potem tym zająć. Obojętnie, co to było - problem czy jakaś radość. Teraz tak mi się nie chce. Uciekłam sobie w pisaninę przed światem, robię to, co robić muszę i nie mam ochoty zajmować się niczym więcej. Bardzo bym chciała spotkać siebie z wtedy. Gdyby tamta ja weszła we mnie, tą teraz, na powrót byłabym sobą. Brzmi jak bełkot wariata może. Dziwne to, ale tęsknię sama za sobą. Tymczasem nie wiem, czy to możliwe, połączyć przeszłość z teraźniejszością.
Kiedy byłam mała, miałam wtedy jakieś 5 lat, oglądałam zdjęcia sprzed paru lat. Coś mi wtedy powiedziało, że czasy niemowlęctwa były dużo lepsze i cholernie chciałam znów być takim bobasem. Wiedziałam, że już nigdy do tego nie wrócę i to mnie doprowadziło do rozpaczy. Na tyle, na ile może rozpaczać pięciolatek, któremu dzieje się krzywda większa niż stłuczone kolano. A teraz nie wiem. Może czas się odciąć już od wszystkiego co było. Od siebie. Tylko wtedy nie zostanie wiele. Przez tych parę lat sporo się jednak wydarzyło, jakby pod moją nieobecność. Czuję teraz, jak zieje we mnie wielka czarna dziura tamtych kilku straconych, za które obwinić mogę w równym stopniu niesprzyjające okoliczności, co i siebie.
W zasadzie nie wiem, co by mi było potrzebne, żeby znów wiatr złapać w żagle. Może nic. Może to normalne, że nie mam już jedna 16 lat i to jest okej, że w taki sposób widzę teraz siebie i wszystko. A może po prostu wymyślam jakieś dyrdymały. Przecież lato było naprawdę fajne. Przynajmniej fajną miało skorupkę, barwną niezwykle. Obawiam się tylko, że to była wydmuszka. No, nieistotne. Nowy rok wkrótce, nowe wiatry.
Daj mi Panie rozpoznanie.
czy szaleństwo jest tuż tuż
"Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż jej nie poznajecie?"
OdpowiedzUsuń/Iz 43, 18-19/
Nauczmy się rozpoznawać.
Ściskam!
Niespecjalnie coś rozpoznać mogę, ale już nawet nie w tym rzecz. Przeszłością nie ma co żyć, problem pojawia się jednak wtedy, kiedy rzutuje ona na teraźniejszość.
Usuń