Kamala i ja świrujemy od paru miesięcy w najlepsze, niespecjalnie się nawet do tego przykładając. Dzieje się samo. Za dnia próbujemy rozkminiać, jak w sumie postępować, żeby było najsensowniej. (I nie chodzi przy tym o planowanie codzienności, aktywności powszedniej, kariery czy "kariery", bo to nam jakoś samo wychodzi). Następnie dochodzimy do wniosku, że większości spraw i powiązań nie rozumiemy. Nocami zaś nęka nas gonitwa myśli, podskakujemy pod kołdrą niczym ryby na piasku, a w pyskach naszych Sahara. Oczywiście nie dzieje się tak codziennie, ale dość często, często jak nigdy dotąd.
Wszyscy mi mówili, że to minie, jak się tylko skończy okres młodzieńczego buntu. Nie minęło, więc albo się nie skończył albo jednak nie minie.
***
To była bardzo gruba Lola
Mówiła, że chce zmieniać świat
I jeśli mam być szczery
A ja od dzisiaj chcę być szczery
To to był miły fakt
***
Jako że z Kamalą czy Noelle jestem raczej blisko, zwykłyśmy opowiadać sobie o codziennych naszych sprawach, sytuacjach i przemyśleniach. Wspomniałam więc, jakim dziwnym wydają mi się ludzie z byłej w tym momencie pracy mojej. Resztę mogły sobie doczytać. I rozmawiałyśmy o tym.
- Nie wiem, może ja źle myślę o tym.
- Nie!
- Chciałabyś rozwinąć albo uzasadnić?
- To nie wymaga uzasadnień. Uzasadnienia byłyby właściwie nie na miejscu. Ostatnio taka babeczka, matka jednego dzieciaka z przedszkola wpadła na pomysł, żeby utworzyć na fejsie grupę dla rodziców tego rocznika, jakoś się poznać, coś może razem poorganizować. No dobry pomysł, nie? Przez kilka lat będziemy się spotykać i będą nas łączyć sprawy naszych dzieci. Na co inna napisała chamską odpowiedź obfitującą w pełne oburzenia wykrzykniki, że ona nie ma czasu, ona pracuje zawodowo i w ogóle to jest pomysł bez sensu i nie zamierza się w nic takiego angażować. Czy to, że szlag mnie trafił wymaga uzasadnień?
- Nie wymaga.
- No właśnie. To jest chore i już. To że ludzie nie chcą się ze sobą kontaktować, że nie chcą ze sobą rozmawiać, a w pracy się latami chowają za monitorem to to nie jest normalne. Ja rozumiem, że nie wszyscy są przebojowi i ekstrawertyczni, ale akurat chyba to w tym wypadku nie ma nic do rzeczy.
- Jasne, że nie ma. To jest mamtowdupizm a nie introwertyzm. Ja już się zaczynam zastanawiać, czy my naprawdę tacy stadni jesteśmy, jak to ten cały mądry Arystoteles powiedział. Przecież do cholery, świat się nie kończy na własnym polu widzenia, a życie to nie etat!
- Tylko już chyba mało kto o tym pamięta. Ech, nie wiem. Wątpię z kolei w tę całą globalną wioskę. No bo niby się teraz wszyscy znamy. A to wcale nie oznacza, że jesteśmy bliżej siebie.
- Czyli niezmiennie: "ludzi coraz więcej, człowieka coraz mniej".
- No tylko co z tym zrobić? Spora część jest z takiego stanu rzeczy zadowolona. Nawet jeśli im nie pasuje takie życie, to niespecjalnie pasuje im też zrobienie czegokolwiek, by to zmienić.
- Otóż to. I zamiast pomóc, możesz zaszkodzić. Możesz mieć dobre chęci, a w rzeczywistości wpieprzyć się komuś buciorami w życie i je wywrócić do góry nogami. Nawet nie dlatego, że będziesz próbować zmienić czyjeś myślenie czy postępowanie, ale dlatego, że nim potrząśniesz, może go obudzisz i on zobaczy, że można inaczej. A potem ty sobie pójdziesz i co. To jak wziąć dziecko z domu dziecka na weekend. Niby fajnie, bo przez weekend ma frajdę, ale potem jest jeszcze trudniej. I co zrobić - brać czy nie brać?
- Czyli co? Nie mamy prawa ludziom mówić, że np. są ważniejsi niż maszyny?
- Hmmm... Czekaj. Nie no. Mamy! Może obowiązek nawet. Już się nie raz przejechaliśmy na tym całym zafajdanym rozumie i wielkiej nieomylnej nauce. Zresztą wiadomo - nie tyle mówić, ile pokazywać. Czy tam okazywać. To też dla nas samych, dla nich przy okazji i tak by chyba było spoko.
- No tak. Bo teraz jest tak, że się wszystko popierdzieliło i jest na odwrót. Jak wtedy z tym makowcem. Dostałyśmy od obcego człowieka ciasto i szok do końca dnia. Jakbyśmy w ryja dostały, to byśmy się nie zdziwiły. A normalnie to chyba powinno być odwrotnie nie? I potem jak np. wiesz, że ktoś ma urodziny, a nie jest to ktoś super bliski, ale jednak złożysz mu życzenia, to jest już takie zdziwko, jakbyś rozwalił system.
- No i tak chyba można i się powinno rozwalać system. Jak się o tym gada, to od razu widzisz punków, anarchię i całą tę resztę. A to nie to. Nie wiem w gruncie rzeczy, jaką machiną jest ten cały system, na pewno w każdym razie nie da się być poza nim. Jedyną chyba opcją jest robić swoje i się trochę zastanowić, a to już będzie pod prąd. Inaczej tego nie rozpierniczysz. Tzn. w ogóle tego nie rozpierniczysz...
- ... ale same próby się liczą. Jeśli w systemie - skoro już się tą metaforą posługujemy - mamy docelowo być wyobcowani, wyindywidualizowani i zatomizowani, to pieprzmy to i składajmy sobie życzenia na urodziny!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz