wtorek, 1 września 2015

pajęczyna

To ponoć ostatni dzień prawdziwie letni. Coś w tym jest nawet, bo jak biegać poszłam ulubioną moją trasą przez las i łąki, zapachy roztaczały się upojne niczym w lipcu i przez pół drogi goniła mnie końska mucha, którą wyzywałam i odpędzałam, wyglądając zapewne jak debil. Przyznać jednak należy, że lato się spisało w ostatnich dniach. Może dlatego, że robiłyśmy wszystko, by je zatrzymać. Wszystko, co tylko wpadało nam do głowy, a co kwalifikuje się jako letnie rytuały. Jednego dnia zjadłyśmy miskę owoców, a potem zorganizowałyśmy piknik nad rzeką. Zebrało nas się tam aż 4 sztuki, były ciastka tak pyszne, jak te kostrzyńskie i wódka jabłkowo-miętowa. Byłyśmy w spelunie, z której wracałyśmy o godzinie takiej, o której zaczynałoby już świtać, gdyby tylko był lipiec... Nazajutrz wdziałam najbardziej lumpiarską mą kiecę i polazłyśmy na śniadanie w plener, na łąkę. Jakiż to genialny był pomysł. Łąka była jeszcze mokra i chłodna, nadal soczyście zielona i kwitnąca. Pysznie na niej smakowało wszystko. Pysznie nam się też rozmawiało, o rodzinie naszej, potem siłą rzeczy o defektach i samobójstwach nawet, co kontrast stworzyło tak ogromny ze słonecznym upalnym porankiem, że zwiałyśmy na bosaka do domu. Potem stało się coś dziwnego - upitrasiłam wegeobiad złożony z kaszy i warzyw i wcale nie było tego aż tak dużo, a nażarte byłyśmy od 14:30 do 2 w nocy kiedy to kładłyśmy się. Przez pierwsze godziny wyglądałyśmy zresztą jak ciężarne, z czym czułyśmy się komicznie i idiotycznie. Poszłyśmy do lasu, żeby przyspieszyć metabolizm i moczyłyśmy nogi w rzece, bo woda wyciąga. Nie pomogło to za bardzo, więc wracałyśmy masując swe brzuchole zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Metoda ta, stosowana powszechnie u niemowlaków, także na nic się zdała, ale przynajmniej było śmiesznie. Tym bardziej, że wśród warzyw znajdował się bakłażan uważany powszechnie za afrodyzjak. Nasza na niego reakcja była jednak zgoła zaskakująca i można by ją zdefiniować tak: http://bezuzyteczna.pl/moria-to-stan-psychiczny-55956 Zaliczyłyśmy potem kawałek koncertu na mieście i trochę letniego po mieście łażenia. Zrodziły się wtedy pomysły z gatunku genialnych, ale niezrozumiałych dla reszty świata. Np. ja zmienię nazwisko (bo znów się kurna pomylił ktoś i nie mogłam się dowiedzieć, czy udało mi się zostać florystką czy nie, bo pokićkali moje dane) i wymyśliłam sobie naprawdę rewelacyjne. Mogłoby być pseudonimem artystycznym albo w ogóle taką ksywą specyficzną. Pozostaje jeszcze tylko się czymś wsławić. Doszłyśmy więc do wniosku, że będzie trzeba uciec w dzicz, najchętniej wiadomo którą, w której to ja będę szeptuchą, a Dominika hodowcą mleka. (Dokładnie tak, to nie jest błąd językowy.) I takie tam. W niedzielę udałyśmy się nad jezioro i siedziałyśmy na słońcu. Do tego, znów dla kontrastu, czytałyśmy wiersze, które wygrzebałam z czeluści swej skrzyni z książkami. Te wiersze zapomnianego, nieznanego poety naprawdę zasługują na to, żeby inni je poznali. Chodzi nam po głowie uczynienie z nich tekstów piosenek, ale nie wiemy jeszcze, kto miałby śpiewać o takim świata czuciu przejmującym, pełnym, radosnym niekiedy, ale potem rozpaczliwym już tylko. Coś może wymyślimy, acz podpowiedzi mile widziane. Wieczorem kupiłyśmy lody i owocowe piwo i poszłyśmy nad rzekę, ale nie tę wielką, tylko małą rzeczkę za łąkami, przez które biegam. Ciepło było bardzo i tak... ważnie. Księżyc górował nad nami okrągły i żółty, więc na koniec ruszyłyśmy w nieskoordynowane tańce przy pełni, ale to raczej też w nastroju moriopodobnym niż jakimś innym. I w kimę na podłogę, a potem poniedziałek i zostałam sama i lata było już mniej, choć odczuwałam je bardziej niż bym chciała, gdyż w naszej ultraturbonowczesnej firmie siadła klima i przy ścianach przeszklonych zdychaliśmy sobie przez tych kilka godzin słonecznych. I dziś, gdy na słońcu kończyłam książkę z Bieszczadami w tle. To mi zostało właśnie - książki takie, oglądanie "Siekierezady", słuchanie burzy szalejącej za oknem obecnie, deszczy nadchodzących we wrześniu i generalnie poddawanie się jesieni, której feerię barw i zapachów kocham, melancholię i wszystkie te jesienne depresje też lubię nawet, ale ja bym po prostu chciała, żeby było tak i tak najchętniej. A to nielogiczne jest, więc niemożliwe. I ja tego nie rozumiem, ale nie ma co dyskutować z nieuniknionym, więc...

... https://www.youtube.com/watch?v=1pSyYhRYeIM

6 komentarzy:

  1. Ja oczywiście mogę to śpiewać, tyle że wątpię czy to ktokolwiek usłyszy.
    O, to już znam odpowiedź na pytanie, gdzie jest moja zagubiona kobiecość. W bakłażanie, którego mało jem. Hyhyhyhy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potrzeba jeszcze tylko oprawy muzycznej zatem.
      Niiieeee, właśnie ja nie wiem, gdzie ona jest, ale bakłażana jeść nie polecam - zapewne odwaliłoby Ci po nim tak, jak nam i zachowywałabyś się nie jak kobieta, a jak przedszkolak co się szaleju nażarł.

      Słyszałam wieści radosne tyczące się soboty... ;>

      Usuń
    2. No - jakbym się zwykle tak nie zachowywała. :P
      Zatem nie ma dla mnie ratunku, ale to może i lepiej? Bycie kobietą jest zbyt pracochłonne. :P

      Czy one są radosne, to się dopiero okaże, Dege. ;>

      Usuń
    3. Wierz mi - to się nasila! :D
      Nie wiem już. Pozostaje nam chyba posłuchać Szustaka, ale nie wiem, skąd se tę grację wezmę. Pamiętasz przecież zresztą, jak się zaprezentowałyśmy w ostatnią nockę w Biesach, kiedy nasz towarzysz liczył, że ujrzy nasz wdzięk... :D

      Hah, i to niby racja jest!

      Usuń
  2. Tak to był naprawdę zacny, pyszniutki i letni weekend. Więcej takich chce, ale to chyba już nie w tym roku, ostatnia letnia pełnia za nami, nie ma co ukrywać jesień nadchodzi- czas się zabrać za realizacje naszych świetnych planów ;) Ja myślę, że nasza kobiecość jest z nami zawsze tylko po prostu przerasta ona wszelkie konwenanse :P Ściskam Milan Piwero

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniały pseudonim, moja droga :D
      I mam pomysł! Możemy przecież robić weekend jesienny, zimowy i wiosenny także. Rytuały i tych pór roku. To nie to samo, ale przecież im też się należy!
      Co do kobiecości i konwenansów - zgadzam się. Podobnie nasza mądrość, poczucie humoru i ogólna wartość przerasta wszelkie konwenanse ;>

      BTW - śniłyście mi się obie ostatnio i sen było to dziwny, nieszczególnie dobry,

      Usuń