środa, 28 stycznia 2015

Sturm und Drang

 Z reguły styczeń i luty to dla mnie czas zimowania. Nic mi się nie chce, czuję się mocno średnio, apatia mnie przepełnia i konam z nudów, lubując się w tym stanie wielce.
W tym roku jednak na próżno by czekać na takie stany. Od początku stycznia dosłownie mnie rozsadza. Czegoś mi się chce - nie wiem czego. Gdzieś mnie gna - nie wiem dokąd. Coś bym zrobiła - nie wiem co. Mówię o tym komuś i przeważnie słyszę, że to super, że mam energię i chęci do życia. Wcaaaaaale tak nie jest, bo to nie o to chodzi. Spokoju zaznać nie mogę ani przez moment, poradzić sobie z sobą nie potrafię i to męczące jest i frustrujące. Czuję się jak w epizodzie maniakalnym. I jestem pewna, że jeśli to wkrótce nie minie samo, to pojadę po bandzie i wykombinuję coś, czego najpewniej potem będę żałować. Z tego właśnie względu z utęsknieniem wypatruję zimy. Z nadzieją na to, że mrozy skują to moje rozedrganie, a śniegi przysypią niepokoje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz