Miałyśmy być dziś w stolicy. Tak sobie przed rokiem zaplanowałyśmy, ale okoliczności nie do końca sprzyjają, więc każda jest u siebie. Nie, nie o to chodzi, że chciałyśmy odpalać race i wykrzykiwać nacjonalistyczne okrzyki. Chciałyśmy uczcić i chciałyśmy być na miejscu, żeby wiedzieć, jak jest naprawdę. Mam nadzieję jednak, że to nie jest ostatnie święto niepodległości i jeszcze to sprawdzimy. Mam też nadzieję, że nie będzie znów takiej rozpierduchy, jak ostatnio z tej okazji.
Kiedyś znałam historię. Jestem zdania, że uwsteczniam się, niestety. Kiedyś więcej wiedziałam i więcej umiałam. A teraz mam tylko szerokie horyzonty, hah. W każdym razie, pamiętam te apele szkolne, takie podniosłe, przeżywane bardzo przez dzieciaki w białych koszulach, które opowiadały o tym jak Piłsudski to i tamto, z drugiej strony znudzenie na auli, bo większość miała to w nosie, plus tylko taki, że lekcji nie było. I te piosenki patriotyczne, które trzeba było śpiewać, żeby się pani nie narażać. Ja je bardzo lubiłam i lubiłam też takie akademie. W nosie miałam to potem z kolei, przez szereg lat. To naprawdę jest zabawne, jak tak z perspektywy czasu patrzę na to. W czasie, kiedy myślałam, że osiągnęłam szczyty elokwencji i poznałam wszystkie prawdy wszechświata, tak naprawdę byłam takim ignorantem, że szkoda mówić nawet. Nie żeby nic mnie nie obchodziło poza moimi naszywkami, słuchawkami i koralikami na szyi, ale żyłam sobie w swoim subiektywnym świecie, kompletnie nie wiążąc go z tym, co jest na zewnątrz. Teraz chyba trochę zmądrzałam, choć oczywistym jest, że jak za 5 lat pomyślę o sobie z teraz, to się palnę w czoło z głośnym plaskiem. Sedno jest jednak takie, że kiedyś znałam historię tego kraju, a teraz znam ją na tyle, na ile pamiętam, czyli żenująco słabo. A piękna taka przecież. My teraz tego święta nie przeżywamy, zapewne jest właśnie tak, że to fajne, bo wolne i można się rzeczywiście nabzdryngolić i poględzić. Ale wtedy, po tym wieku całym bez ojczyzny. I potem, przez wszystkie te lata czerwone, kiedy też oficjalnie nie można było tego świętować, bo przecież nie byliśmy niepodlegli. Mi się to w ogóle nie podoba, że się tak robi kosmpolitycznie teraz, bo przecież korzenie są ważne.
W Poznaniu święto niepodległości schodzi w ogóle na dalszy plan, siłą rzeczy. Dziś jest tu bowiem dzień jedzenia rogali. Mamy coroczne, huczne obchody ulicy św. Marcina, są korowody, smażone gęsi i mnóóóóstwo rogali. Nie powiem, smaczny dodatek.
W Trójce za to, najbardziej polskim i najlepszym na świecie radiu, dziś same fajne dźwięki. Grechuta, Niemen, Kaczmarski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz