piątek, 18 lipca 2014

the day that never comes

Milczę coraz częściej, o wielu rzeczach. Jedne są warte milczenia, inne niekoniecznie. Bo można by było opowiedzieć o mewach i winie na plaży, o peronach o świcie, radości z trzeciego spotkania i bankiecie na podłodze dworca. Ale mi się nie chce. Nie chce mi się pisać, bo nawet takie rzeczy skutkują tym, że sprowadzam je do własnej głowy. Wczoraj wieczorem z kolei napadł mnie ból świata, a powód miałam dobry i wszyscy ludzie powinni go wówczas mieć. Więc, o ironio, na szczęście potrafię jeszcze widzieć dalej. Ale o tym także nie chce mi się pisać. Jak też o tym, ile mądrych i trudnych książek czytam, a przecież warto się takimi rzeczami dzielić.
Zastanawiam się za to, lekko szturchnięta przez jednego z moich jakże licznych a prześlicznych czytelników, czy przyjdzie kiedyś taki dzień, że przestanie mi się chcieć pisać tak w ogóle, raz na zawsze, na amen. I wtedy będzie się wyświetlał jakiś przypadkowy, ostatni wpis, który z biegiem czasu będzie wpisem sprzed tygodnia, sprzed miesiąca, w końcu sprzed kilku lat. Po jakim czasie blogger usuwa bloga? Bo chyba coś takiego ma miejsce.
Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji jednakże. Nie mam wcale na myśli tego, że będę tu wypisywać tego typu i inne brednie przez resztę moich dni, ale jeżeli przestanę, to będzie to najpewniej zamierzone, przemyślane i czymś umotywowane, podobnie jak było z sutrą. I wtedy moja aktywność przeniesie się w inne miejsce. Nie będzie tak, że całkiem zaniknie. Po pierwsze dlatego, że to jest jednak w dużej mierze kompulsywne i nie umiem inaczej funkcjonować, a po drugie dlatego, że choć się niektórym wydaje, że jestem (za) smarkata, to to przecież od dawna nie jest prawdą i nie staję się pobłażliwa w stosunku czegokolwiek, przeciwnie, raczej się wszystko radykalizuje. Więc podobnie jak nigdy nie uznam, że wielce dziadowska czołówka trójkowej listy jest całkiem zacna, tak też nie uznam, że wszystko już jest w porządku i nie mam potrzeby bawić się w taką formę autoterapii. Poza tym to by było za duże ryzyko przeoczenia czegoś. Nie aspiruję do nagrody w jakimkolwiek blogowym konkursie, ale przez tych parę latek dzięki tej pisaninie kilka ciekawych rzeczy się wydarzyło. 4 przychodzą mi do głowy na poczekaniu, a było tego pewno więcej.
Teraz jest tylko za gorąco i dzieje się jednocześnie za dużo i za mało, by się na coś silić.

1 komentarz:

  1. ostatnio się milczy bo ludzie nie potrafią już słuchać, dlatego traci się niestety ochcotę na rozmowę, ale na szczęście jeszcze niektórzy pozostali do tego zdolni :)
    p.s. a pisanie jest najcudowniejszym sposobem wyrażania siebie, którego nikt nam nie może zabrać~!
    pp.s. zapraszam również do siebie C:

    OdpowiedzUsuń