poniedziałek, 21 lipca 2014

w kotle

Siedzę sobie w pracy, kolejny już ostatni tydzień (tym razem już na 99,99% ostatni) i czekam, aż minie pół godziny, ażeby stąd wyjść. Czekam i nie czekam, bo tu mam klimę, a tam mam rozgrzane tramwaje. Na szczęście jutro w wyniku zakładu będę mogła te łącznie 30kilka kilometrów pokonać rowerem. To ponoć bardzo zdrowo jest wylewać z siebie pot litrami. Tym lepiej, bo czynię to ostatnio nader często. Mam nadzieję, że ten, który nie wierzy w to, że to uczynię będzie zadowolony mogąc potem zajmować zaszczytne obokmniemiejsce przez kilka godzin.
Żeby była jasność - nie narzekam. Lato jest dobre, jak każda inna pora roku. I właściwie niechby sobie trwało jak najdłużej, tegoroczne lato w szczególności wobec, niepewnej jesieni. Już się boję, że zaraz będą żniwa, sierpień, chłodne poranki. Niech trwa. Moja produktywność spada jednak o jakieś 80%. Upał w mieście wysysa z człowieka wszelkie soki, a pisanie magisterki mając okno na południowy zachód to mordęga o raz większa niż zwykle. Ale zgodnie z zaobserwowaną już dawno, a obecnie nasilającą się tendencją - wszystko dobre, co nie w granicach normy. Wszelkie ekstrema zatem mile widziane. Niech będzie sobie 40 stopni w cieniu, a potem niech będą dzikie ulewy, a potem siarczyste mrozy. Przynajmniej człowiek czuje, że żyje. O, to to! To z tego wynikają te zapędy, chcę czuć, że żyję, a przez swoją gruboskórność potrzebuję po prostu mocnych bodźców.
Inni moi kompani najwidoczniej starzeją się i robią się z tej okazji bardziej subtelni i delikatni. No bo przecie złoty środek w ujęciu starożytnych to nie miało być wcale coś takiego stricte pośrodku, ale coś uzyskanego na podstawie wzięcia pod uwagę obu skrajności. I pewnej dozy ekhem sceptycyzmu w stosunku do każdej z nich. Ale na to może przyjdzie czas kiedy indziej. Tymczasem lej się z nieba, żarze! I skop nam tyłki.

***

O tym, że daleko mi do owego starzenia (czy tam doroślenia, bo też znowu nie przesadzajmy) doskonale świadczy piątkowy epizod. Jadę sobie tramwajem, po czym na przystanku dosiadło się kilka osób. Ja siedziałam z przodu, oni przechodzili na tył. W pewnym momencie krzyczę pod adresem jednej z nich 'ooo nieeee!!!'. Był to chłopak, na oko młodszy ode mnie, który w odpowiedzi na moje szczere przerażenie zaczął się śmiać. Cała ta sytuacja spowodowana była przez koszulkę, którą na sobie miał. Taką oto. Taaak. Trauma z dzieciństwa wiecznie żywa.

4 komentarze:

  1. Odpowiedziałem na jedno z Twoich licznych pytań. Chyba, że po tym rowerowym zakładzie nie ma już komu udzielać odpowiedzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę. Co niektórzy potraktowali to chyba jako niewypowiedziane pytanie zadane przez nich samych. No i jak widzisz muszę Cię zmartwić - wszystko ze mną w porządku, forma jak ta lala. Tym razem dosłownie ogień w papciach. Zatem nie będzie nudniej niż jest.

      Usuń
    2. Klops. Ale wiesz co? Muszę to rozwinąć chyba. Mam nadzieję że Twoja skrzynka zrobi dla mnie łaskę i przyjmie @.

      Usuń
    3. Tak? No to ja też mam taką nadzieję. Po krótkim oddaleniu powrócę i zawiadomię o rezultatach.

      Usuń