Siedzę sobie w pracy, kolejny już ostatni tydzień (tym razem już na 99,99% ostatni) i czekam, aż minie pół godziny, ażeby stąd wyjść. Czekam i nie czekam, bo tu mam klimę, a tam mam rozgrzane tramwaje. Na szczęście jutro w wyniku zakładu będę mogła te łącznie 30kilka kilometrów pokonać rowerem. To ponoć bardzo zdrowo jest wylewać z siebie pot litrami. Tym lepiej, bo czynię to ostatnio nader często. Mam nadzieję, że ten, który nie wierzy w to, że to uczynię będzie zadowolony mogąc potem zajmować zaszczytne obokmniemiejsce przez kilka godzin.
Żeby była jasność - nie narzekam. Lato jest dobre, jak każda inna pora roku. I właściwie niechby sobie trwało jak najdłużej, tegoroczne lato w szczególności wobec, niepewnej jesieni. Już się boję, że zaraz będą żniwa, sierpień, chłodne poranki. Niech trwa. Moja produktywność spada jednak o jakieś 80%. Upał w mieście wysysa z człowieka wszelkie soki, a pisanie magisterki mając okno na południowy zachód to mordęga o raz większa niż zwykle. Ale zgodnie z zaobserwowaną już dawno, a obecnie nasilającą się tendencją - wszystko dobre, co nie w granicach normy. Wszelkie ekstrema zatem mile widziane. Niech będzie sobie 40 stopni w cieniu, a potem niech będą dzikie ulewy, a potem siarczyste mrozy. Przynajmniej człowiek czuje, że żyje. O, to to! To z tego wynikają te zapędy, chcę czuć, że żyję, a przez swoją gruboskórność potrzebuję po prostu mocnych bodźców.
Inni moi kompani najwidoczniej starzeją się i robią się z tej okazji bardziej subtelni i delikatni. No bo przecie złoty środek w ujęciu starożytnych to nie miało być wcale coś takiego stricte pośrodku, ale coś uzyskanego na podstawie wzięcia pod uwagę obu skrajności. I pewnej dozy ekhem sceptycyzmu w stosunku do każdej z nich. Ale na to może przyjdzie czas kiedy indziej. Tymczasem lej się z nieba, żarze! I skop nam tyłki.
***
O tym, że daleko mi do owego starzenia (czy tam doroślenia, bo też znowu nie przesadzajmy) doskonale świadczy piątkowy epizod. Jadę sobie tramwajem, po czym na przystanku dosiadło się kilka osób. Ja siedziałam z przodu, oni przechodzili na tył. W pewnym momencie krzyczę pod adresem jednej z nich 'ooo nieeee!!!'. Był to chłopak, na oko młodszy ode mnie, który w odpowiedzi na moje szczere przerażenie zaczął się śmiać. Cała ta sytuacja spowodowana była przez koszulkę, którą na sobie miał. Taką oto. Taaak. Trauma z dzieciństwa wiecznie żywa.
Odpowiedziałem na jedno z Twoich licznych pytań. Chyba, że po tym rowerowym zakładzie nie ma już komu udzielać odpowiedzi.
OdpowiedzUsuńWidzę. Co niektórzy potraktowali to chyba jako niewypowiedziane pytanie zadane przez nich samych. No i jak widzisz muszę Cię zmartwić - wszystko ze mną w porządku, forma jak ta lala. Tym razem dosłownie ogień w papciach. Zatem nie będzie nudniej niż jest.
UsuńKlops. Ale wiesz co? Muszę to rozwinąć chyba. Mam nadzieję że Twoja skrzynka zrobi dla mnie łaskę i przyjmie @.
UsuńTak? No to ja też mam taką nadzieję. Po krótkim oddaleniu powrócę i zawiadomię o rezultatach.
Usuń