sobota, 26 lipca 2014

constans

Na pewno w świetle wczorajszego wychodnego wszyscy niepokoją się o mnie/mają nadzieję, że noga mi się powinęła i znów się czegoś doigrałam. Otóż spieszę donieść, że nie. Zarówno ja, jak i Noelle przeżyłyśmy ten wieczór bez większych przygód, choć z niepokojem muszę stwierdzić, że jakoś zanadto oddajemy się (chyba zwłaszcza ja) niskim rozrywkom. Wprawdzie zaliczyłam w tym roku nawet operę, no ale.. Kulturoznawca jak jasny gwint. Z kubeczkiem nad rzeką. Ale za to udało nam się zagrać w chińczyka! Przegrałam oczywiście. Udało się nam także wręczyć człowiekowi za konsoletą uśmiechnięte banany z okazji zaręczyn. A mi się udało również zaspokoić napadającą mnie niekiedy potrzebę okazywania światu czułości. Dołączył bowiem do nas Kosmita, którego porównać można do pluszowego misia wręczanego dzieciom w karetkach - łagodzi wszelki ból. I można go przytulać, bez żadnych konsekwencji, i to jest super. Wy hipisi.. - westchnąłby z potępieniem ten, który kradł mi w pracy kubek.

A wkrótce będzie miało miejsce planowanie wakacji. Nie byłam na wakacjach właściwie od 3 lat i po pierwsze nie wiem jak się do tego zabrać, bo wyszłam z wprawy, a po drugie nie mam nic. Torby, śpiwora, nic. Zawsze Hiv się o to kłopotał. Ależ będzie zabawnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz