No muszę dać upust swoim emocjom, nim mnie rozerwą na strzępy. Zdaniem mojej rodzicielki wkrótce mnie zamkną, ale nie wiadomo jeszcze gdzie, bo - nadal jej zdaniem - wyżrę kraty. Coś w tym może jest, szlag mnie dziś bowiem trafił nieprzeciętny. Sąsiedzi na pewno słyszeli. Teraz głowa mi chce pęknąć, choć już się z tego trochę śmieję.
Otóż - chciałam załatwić sprawę z (nie)przedłużaniem umowy na świadczenie usług z pewną telefonią. Wobec czego wchodzę na ich stronę internetową. Wprowadź numer ewidencyjny. Przecież nie pamiętam. Myślę sobie, że przez telefon będzie pewnie łatwiej. Dzwonię więc na tę cholerną infolinię. Jeżeli chcesz to, wybierz 1, jeżeli chcesz sro, wybierz 2. I tak w nieskończoność. Cały myk polega na tym, że cokolwiek by człowiek nie wcisnął, to albo musi podać numer ewidencyjny albo czeka sobie kilka minut na połączenie słuchając radosnych pioseneczek. Oczywiście - i tak nikt nie odbiera. Chociaż może w końcu odbiera, po kwadransie na przykład. Nie wiem, nie starczyło mi cierpliwości. Szlag mnie trafił, olałam sprawę. No ale w poniedziałek upływa termin, coś trzeba przecież z tym zrobić. Dziś więc będąc w mieście, zawędrowałam do salonu. Przedstawiam kolesiowi sprawę, a on do mnie, że on nie ma wglądu do tych danych i nie może mi pomóc, może za to połączyć mnie z biurem obsługi, o ile oczywiście mam przy sobie co? Tak, numer ewidencyjny. Ostatecznie wręczył mi na pożegnanie karteczkę z numerem, który znam już na pamięć. Infolinia.
Wróciwszy więc do domu, od razu zasiadłam przy telefonie z postanowieniem, że szybko i bezboleśnie to załatwię.
Jeżeli blabla, wciśnij x.
Wciskam.
Podaj numer ewidencyjny.
Podaję.
Podany numer jest nieprawidłowy.
Wciskam y.
Zaczekaj na połączenie z konsultantem.
Czekam. Bezskutecznie. Dzwonię jeszcze raz.
Jeżeli chcesz blabla, połącz się z numerem xyz xyz xyz.
Dzwonię tam.
Zaczekaj na połączenie z konsultantem.
Czekam. Bezskutecznie. Dzwonię tam, gdzie poprzednio.
I tak kilka razy z rzędu. Prawie zgniatam słuchawkę, zdzieram sobie przy tym gardło. Matka stuka się w czoło. Mi się prawie piana toczy z pyska.
Po upływie kwadransa tracę już wszelką nadzieję na to, że uda mi się porozmawiać z żywym człowiekiem, który powie mi tę jedną jedyną maleńką rzecz, która mnie interesuje.
Zaczekaj na połączenie z konsultantem.
Wesoła, irytująca pioseneczka.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - toż to CZŁOWIEK!!!
- Tak się cieszę, że pana słyszę!
Matko kochana. Pierdolę tę nowoczesność, nie mam na to zdrowia. Nie jestem może najlepsza w kontaktach z ludźmi, ale z robotami idzie mi jeszcze gorzej. Nie wiem, czy jeszcze dziś ochłonę. I boli mnie gardło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz