Taki był temat dzisiejszych naszych zajęć z doktorem Housem. Który notabene skrócił nieco włosy i ogolił się, uzyskując tym samym wygląd Borgmana, który to film zrobił ostatnio na mnie wrażenie nieco nazbyt mocne. Do dziś się wzdrygam, brrr..!
Zajęcia jednakże były wielce ciekawe, z wielu względów. Po pierwsze dlatego, że wykładowca nasz jest młody i przystojny, przez co utworzyło się już wokół niego kółko adoracyjne. Dziś dziewczęta przybyły wystrojone w sukienki, spódniczki i loczki, co się całkiem nieźle miało do tematu zajęć dzisiejszych, a więc mody właśnie.
Dowiedzieliśmy się mianowicie, że refleksja nad modą zaczęła być czyniona od wieku XVIII, że wtedy to także moda stała się domeną kobiet, bo wcześniej było zupełnie na odwrót i płcią piękną byli panowie, którzy eksponowali nogi, nosili peruki i się pudrowali. Potem sytuacja się diametralnie zmieniła, ale patrząc na to, co się obecnie dzieje, można śmiało stwierdzić, że być może już wkrótce historia zatoczy koło.
Dowiedzieliśmy się też, że dandys to taka ówczesna szafiarka, a także, że lumpeksy to zgliszcza mody. Osoby kupujące tam ubrania, plądrują właściwie groby mody. Śmierdzimy trupem - obwieściłam Lil, z którą to w kontekście tych zajęć tworzyłam duet wybijający się ponad resztę. No bo właśnie - moda to balans pomiędzy chęcią naśladowania, a odróżnienia się. Wyszło więc na to, że większość postawiła na naśladownictwo, tworząc grupę modnie ubranych, ładnych i zrobionych na bóstwo kobiet (wpatrzonych w House'a jak w obrazek), a my się wyłamałyśmy. Czerwono-czarne włosy Lil i jej spodnie w kropki, mój rozwalony warkocz i dziura w bucie, nasze cieplutkie i milutkie swetry wyciągnięte z mogił..
Mogę się mylić, ale to chyba mimo wszystko bardziej rozsądne i dojrzałe niż ubieranie dekoltów albo szpilek w nadziei na.. właśnie nie wiem na co. Ach ta kobieca kokieteria! Nie wiem tylko, kim my w tym wszystkim jesteśmy - ani nie mężczyźni, ani do końca kobiety.. Na szczęście obecnie mamy tyle możliwości wyboru tożsamości, że coś się dla nas na pewno znajdzie!
Doleciał mnie właśnie smrodek rozkładu - prosto z mojej szafy <3
OdpowiedzUsuńMusimy sobie kiedyś zrobić zgliszczo-party, na pewno POCZUJEMY klimat!
Ach, ta nasza przekorność i buntowniczość - coś tam ktoś mówił o tym, ale był on (ona, jak wiadomo) wylaszczony mocno, więc nie ma prawa głosu w moich bezpłciowych oczach :|
Hahahah. A czy nie jest czasem tak, że mamy taką imprezę co dnia?
UsuńMyślę 2gą godzinę, o kogo Ci chodzi, ale.. Oświeć mnie! Kto wylaszczony do nas przemówił?
Któraś z szanownych koleżanek na zajęciach podjęła na chwilę temat buntu, ale pamięć mnie zawodzi.
UsuńMoje zgliszcza mają się dobrze, właśnie kolejna nitka wysnuła się z mojego sweterka.