czwartek, 27 lutego 2014

w pociągu własnych wspomnień

Sponsorem dzisiejszego tematu (a po części także i treści) jest Noelle i jej talent do tworzenia kwiecistych metafor. Natura, druk i literówki, podnieś rękawicę, przebij to!

Do rzeczy tymczasem. Do wyżej rzeczonego pociągu wsiadłam w sobotę. A właściwie to zostałam wepchnięta, jakże brutalnie, przez Hiva. W sentymentalności chyba tylko on może mnie prześcignąć. Kto bowiem inny ma pudełko z memoriałami? Siedząc więc wspólnie w przedziale z nim oraz siostrą jego oglądaliśmy zawartość tego pudełka. Zawartość, którą w znacznej części stworzył nie kto inny, jak oczywiście ja. Albo raczej dark side of me. Bo to w połowie były rzeczy okropne i ja nie wiem, dlaczego on to trzyma, chory masochista.
Tak czy owak ta mała, niewinna zabawa pociągnęła za sobą konsekwencje daleko idące. Wróciwszy do domu porzucić musiałam plan kończenia mojego pierwszego rozdziału, są bowiem rzeczy ważniejsze. I wzięłam się za pisanie listu do hivowej siostry. Bo chciała. I mimo mego rozedrgania spowodowanego wycieczką do lat minionych starałam się bardzo, ażeby list był wesoły i głupkowaty.
Później był poniedziałek i dosiadła się Noelle. Wspólnymi siłami przeanalizowałyśmy przeszłość i powzięłyśmy konkretne zamiary, ażeby się z nią uporać. Zajęło nam to 5 lat, ale lepiej późno niż wcale. A przynajmniej łudzimy się, że tak jest. I że ta wiosna jednak coś dobrego ze sobą przyniesie.
W środę otrzymałam odpowiedź na moją pisaninę. List, wreszcie list! Jakikolwiek, wyczekiwany, upragniony! Głupkowaty w nim był jednakże tylko odcisk ust, w odpowiedzi na mojego całusa. Cała reszta była znów przesycona wspomnieniami, za głęboka, za refleksyjna. Odpisywałam dziś o 3 w nocy, ponieważ - jak to zwykle w lutym bywa - borykam się ze szczególnie kurewną bezsennością. Którejś nocy zwariuję, jak bum cyk cyk. W każdym razie - gdyby się komuś nocą nudziło - jestem i chętnie zajmę się czymś innym niż popadanie w obłęd. Ach, luty. Teraz czekam jeszcze tylko na majaki spowodowane czterdziestostopniową gorączką. Wywołaną przez - a jakże - wspomnienia! Tak jest co roku.

Poza tym filozofii na ostatnim moim semestrze, och, uczył mnie będzie Hugh Laurie. Kropka w kropkę no!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz