Wracałam dziś tramwajem siedząc sobie na tych skrzynkach z prądem i czytając książkę. Czytam "Emilkę ze Srebrnego Nowiu". Jak byłam mała, to oglądałam ekranizację tego. Serial to był, bardzo dziwnie nakręcony i mnóstwo chorych i przerażających rzeczy tam było. A sama Emilka.. Cóż. Teraz kiedy to czytam, przekonuję się, że ona m.in. była jedną z postaci, które od najwcześniejszego dzieciństwa wpłynęły na moje aktualne wypaczenie. Jak tylko ją zobaczyłam w regale miejskim, nie mogłam się oprzeć.
Jadę więc i czytam ją, a tramwaj stanął na którymś z przystanków. Że siedziałam akurat naprzeciwko drzwi, miałam wspaniały przywilej otrzymania zimnego powiewu w twarz, ale na tym przystanku spotkało mnie urozmaicenie - stała tam bowiem akurat jakaś dziewczyna z dzieckiem w wieku przedszkolnym. Ona radośnie podskakiwała, ono radośnie śpiewało. Byli fajni i mnie autentycznie uradowali, pośmialiśmy się do siebie i drzwi się zamknęły. A dzieciak śpiewał piosenkę, którą znałam, więc gdybym była na tym przystanku, może bym się przyłączyła. Zwyczajna dziecięca piosenka, której uczyliśmy się na muzyce we wczesnej podstawówce. O, taka. Od razu mi przed oczami stanęły tamte momenty, kiedy chodziłam do szkoły z wielkim tornistrem, miałam naszykowany chlebek w chlebaku, brałam ze sobą zabawkę jakąś zazwyczaj, a na przerwie grało się w chopisy. Po krótkiej analizie doszłam do wniosku, że zawsze miałam swoje chwile mniejszych i większych dołków, ataki melancholii albo szału i nie byłam wcale szczególnie optymistycznym dzieckiem, choć miewałam też częste napady soczystej radości. Teraz też je mam, ale są rzadsze i do soczystości im daleko. Choć ostatnia niedziela.. Ona stanowi wyjątek.
Radosny był pobyt na weekend u ojca, kiedy mu śpiewałam tę głupawą piosnkę i on też był wtedy radosny.
Łapię się na tym, że nie wierzę w to, że mam już tyle lat. Więcej niż 20. Niemożliwe.
Ta mała, która śpiewa jako pierwsza, ma rzeczywiście rockowe zacięcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz