To właśnie dziś. Rok temu o tej porze zapewne leżeliśmy obżarci największą pizzą świata i doprawieni Soplicą. Dwie niewiasty, jeden mężczyzna i niemowlę, odziani wszyscy dekadencko, no bo jak koniec świata.. Bardzo to było wspaniałe spotkanie ironiczno-towarzyskie.
Później ja przemieściłam się do pokoju jakby wyciętego z lat 60. I dostałam fajną książkę.
Rok minął, nie wiem nawet kiedy, i choć pozornie nic się nie zmieniło, to jednak jest zupełnie inaczej. Oczywiście obchody będą miały miejsce, ale o ile wtedy było to po prostu, o tyle teraz jak się szybko zapaliło, tak szybko zgasło. To zresztą po prostu ludzka opieszałość, rosnąca z roku na rok. Mimo moich skłonności do alienacji mam wrażenie, że gdyby nie projekty rodzące się raz na jakiś czas w mojej głowie, to by ludzie w ogóle nie ruszali się sprzed kompów. Inicjatywę podejmuje jeszcze jedynie Strzyga, od czasu do czasu, co ostatnio zresztą skutki rodzi różne, Lil i Królewna. A reszta się kiwa w chochilim tańcu.
I w sumie racja, rzeczywiście nie pasuję do tego szerokiego grona fungirlsów, którym się wydaje, że lubią niegrzecznych chłopców i o nic więcej nie chodzi, niż tylko o puste strzępienie języka. Każdy ma takich fanów, jakim jest artystą.
Wszystkie, bardzo głośno!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz