wtorek, 24 grudnia 2013

magic stars

Dziś Wigilia. Akurat dziś mnie zaczęło skręcać, więc siedzę pod kocem z termoforem i jem czekoladowego Gwiazdora. Ucieszyłam się z niego ogromnie, bo od jakiegoś czasu dają mi czekolady i inne słodycze, owszem, ale Gwiazdorów jakoś nie. Że niby za stara jestem?
I popijam herbatę All Tomorrow's Parties. Taką samą, jaką rok temu dostała ode mnie Noelle. Ona z kolei pewnie wcina teraz gwiazdki Milky Way'a. Wyszłam z siebie, żeby je zdobyć, ale ostatecznie przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Nawet mają buźki, choć byłam już gotowa wycinać je szpilką. Wspaniale. A Mai Czu Czu (Ida zapytana kim jest, tak właśnie odpowiedziała) napiernicza w najlepsze na cymbałkach, które pomógł mi wybrać osiedlowy dres.
Poza tym jest jakby marzec i to ubiegłego roku. Czasoprzestrzeń mnie wessała i nie odnajduję się. Doprawdy nie do wiary, że za parę godzin będzie stół i wieczerza, którą zresztą sama spożyję. No, chyba że wreszcie zjawi się ten wędrowiec zbłąkany, co roku na to czekam!
Tymczasem zastanawiam się skąd wynikają takie nastroje społeczne w kwestii Świąt. Albo jest radosne, tęczowe wręcz i cukierkowe podekscytowanie i bieganie albo organizowanie tego czasu, bo tak się robi, jakby to był przykry obowiązek albo w ogóle defetyzm totalny i demaskacja fałszu. To po co w tym uczestniczyć? Przecież nie trzeba, skoro się nie podoba. A na próżno by szukać jakiejś sensownej postawy wobec tego wszystkiego.
Przy czym dodam, iż abstrahuję od płaszczyzny duchowej.

Liczę, że magiczne gwiazdki obejmą zasięgiem kogo trza i będzie odpowiednio magicznie, każdemu według potrzeb. Bardzo, nieco albo wcale. Co kto lubi. Przecież jestem tolerancyjna ;D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz