Niesłychane - cokolwiek by mi nie dolegało, to i tak najgorsze nie jest to, co dzieje się z moim ciałem, ale to, co wyrabia moja głowa. Obojętnie w jakim przypadku, czy to grypa, gorączka, dolegliwości ze strony układu pokarmowego, kurewskie bóle podbrzusza, migrena czy nawet kac.
I tak oto wczoraj położyłam się około 23 i nawet dość szybko zasnęłam, bo w pół godziny, a nie w dwie, jak to zazwyczaj ostatnio bywa. Po czym o 1 w nocy obudziłam się, bo serce chciało mi wyskoczyć uchem. Stwierdziłam, że coś mi się śniło po prostu zapewne, ale nie, zaraz się zaczęło. Od 1 w nocy do 9 rano dogorywałam zwlekając się co chwilę z łóżka i pielgrzymując do łazienki w celach wszelakich. Potworność, z wszystkich możliwych dolegliwości tej właśnie nienawidzę najbardziej. Ale najfajniejsza okazała się moja głowa, za cholerę nie mogłam opanować myśli, opowiadała mi o rzeczach, o których nie chciałam słuchać, śpiewała okropne piosenki, miażdżący natłok myśli. Zastanawiam się, czy to w skutek gorączki, czy coś mi pod tą kopułą nie trybi po prostu, tylko mnie jeszcze nikt nie zdiagnozował. Żeby rzucić myśli na konkretny tor, chwyciłam za rzeczoną wcześniej biografię i w chwilach wolnych od pielgrzymek przerzucałam jej kartki. O 9 już nie dogorywałam, po prostu czułam się jak połknięte, przeżute i wyplute gówno, co się zresztą utrzymuje, a nawet nasila. Ciało rozgrzane tak, że aż skwierczy, jednocześnie najeżone gęsią skórką, dreszcze, wyschnięte wargi, skręcające się wnętrzności i płonąca pod powiekami gorączka - to nie stanowi żadnej przeszkody dla mojej głowy, natłok również się utrzymuje, co jest zresztą jednym z powodów mojego pojawienia się w wirtualnej przestrzeni. Boli mnie każdy cal ciała, więc próbuję co chwilę zasypiać, w konsekwencji czego znam Van Gogha niemalże lepiej niż siebie, spędzamy razem długie godziny, bogate w rozmowy na tematy wszelakie. Zatem głowa swoje. To jasne strony chorób, ostatnim razem przy okazji gorączki miałam szansę poznać Nietzschego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz