piątek, 27 grudnia 2013

but you don't really care for music, do you?

Plany me pokrzyżowane wielokroć. Pokrzyżowało mi je wczoraj wraz z tą wspaniałą nocką jakże bogatą w dziwne przygody, potem rano postanowiłam sama je sobie pokrzyżować, aż w końcu wieczór pokrzyżowali mi już inni. W rezultacie czytam Schulza i słucham listy. Też może być, może to i lepiej w sumie.

Naszła mnie ostatnio refleksja - jakżeby inaczej - niewesoła. A było to tak - pewnego dnia znalazłam pewnego linka. Machinalnie więc kliknęłam nań i.. Wspaniała muzyka! Słuchałam 3 dni bez przerwy, aż w końcu przyszło mi do głowy, że fajnie byłoby się z kimś podzielić tą muzyką. I wtedy doszłam do wniosku, że są max 2 osoby, które to odsłuchają, niezależnie od tego, jak świetne byłoby to, co przesyłam i jak bardzo to reklamuję i opiewam. No a parę lat temu? Wszyscy tak żyli muzyką, książkami. To były takie drogowskazy, determinujące nasz sposób myślenia, nasze nastroje, wybory, poglądy, wszystko. Wsiąść do autobusu bez książki było nie do pomyślenia, największą katastrofą były zepsute słuchawki. Toczyły się ogniste rozmowy na te tematy, co kto przeczytał, a kto czego słucha, jak to odkrył i co o tym sądzi, wymiany książek i płyt. I co? Powyrastali z tego? Teraz muzyka stała się ot, umilaczem czasu, ale nie niezbędnym, a książki się czyta, jak się ma czas albo wyjątkowo nudzi. Już się tego nie ćpa, już się nie jest uzależnionym.
Zdarza się. Choć się nieco dziwię, bo ja pod wpływem jestem nieustannie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz