poniedziałek, 4 listopada 2013

no i zaczęło się idealnie.

Koncepcja Schopenhauera o zbawieniu przez muzykę jest powszechnie znana. Nie jestem pewna, czy się pod tym podpisuję. Wiem, że nie o to mu chodziło, ale kiedy słucham muzyki, to każdy kawałek z czymś mi się kojarzy. Z jakimś miejscem, wydarzeniem, czasem czy - najczęściej - osobą. Pomijawszy już to, że te kawałki mają słowa, a słowa tworzą historie i obrazy. Nie czuję się wyzwolona, oderwana od tego, co jest, przeciwnie. Zatem może powinnam zacząć słuchać klasyki. Po jakimś czasie i ona będzie mi się kojarzyć, ale słów tam nie ma no to może jest nadzieja. I tak poza tym, to to jest wstyd i hańba. Znam tak śmiesznie mało klasyki. Najwięcej pewnie z reklam samochodów. Żenujące. Znam jedynie każdy dźwięk marszu pogrzebowego i Uwertury 1812. Hah, jakże to znamienne.

A dziś zadzwonił budzik, wstałam, włączyłam radio, nakarmiłam psa, umyłam zęby, wyłączyłam radio i wróciłam do łóżka. Czyli jakby nie patrzeć - nie ma mnie w pracy. Dumny być ze mnie powinien świat cały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz