piątek, 29 listopada 2013

fly to the rainbow

Ucieszyłam się, bo dziś w Trójce pierwszy chyba raz usłyszałam FNM. A potem dla równowagi usłyszałam Przyjaciół Karpia. Z tego, co pamiętam, to ubiegłoroczny rybi hicior się całkiem wysoko plasował. Ja nie chcę tego znowuuuuu..

Piątek, a nawet piątek wieczór. Najlepszy czas tygodnia zazwyczaj. Kończy się koło 22giej, nie wiem w sumie dlaczego, ale tak to czuję. Dziś się zajmę tym, co zwykle w piątkowe wieczory, książki, pędzle, komputer. Święty błogi spokój. Ale coś mnie jednak gryzie. Rzuciłam okiem na pełen utyskiwań wywód, gdzie jednak wątek braku przynależności przykuł moją uwagę. Bo mi jest nieobcy. Zresztą właściwie co z tego. Muszę pamiętać o tym, że jest jak jest. To największa mądrość przecie, jaką wypowiedzieć można.
Tak czy owak perspektywa jutra podnosi mnie na duchu. Wtedy się tworzy taki własny mikrokosmos i wszystko, co wokół się przestaje w tym czasie liczyć. A że to będzie bardzo długie jutro, to raduję się podwójnie.
Podnosi mnie też na duchu obecność tej, co alkoholem zionie, podczas gdy to Amol jedynie. O tak, mimo swej mroczności wzbogacasz mój żywot o caaaaałą gamę barw.
Do końca roku wciąż jeszcze miesiąc, ale myślę, że (no dobra - przynajmniej jak do tej pory) - 2 znajomości, prócz tej jednej, niezmiennej, znamienne się okazały. I to jest jedna z nich. Zabawne, i tu i tam taka monochromatyczność, a ile nowych kolorów!


Edit:
Już się chciałam zirytować, a tu proszę, wszystko wskazuje na to, że dzisiejszy wieczór potrwa dłużej. Wspaniale. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz