piątek, 25 października 2013

tym razem jestę flaneurę

Jako szanujący się flaneur muszę teraz podzielić się jakimiś przemyśleniami na temat przestrzeni miejskiej. A będzie o sklepach. Nawet się dobrze składa, bo dziś miało miejsce wielkie wydarzenie, mianowicie: http://www.gloswielkopolski.pl/artykul/1025839,poznan-city-center-otwarte-tlumy-w-nowej-galerii-zdjecia,id,t.html. Taaak.. Komentarz jest chyba zbędny. A ten moloch brzydki jak nieszczęście. I przystanki tramwajowe są teraz co jakieś 50 metrów, lekko przesadzając. Ale naprawdę lekko. Żeby się pielgrzymujący do nowej świątyni konsumpcji nie przemęczyli za bardzo przespacerowaniem z poprzedniego czy następnego przystanku. No i dodam, że to druga w ciągu pół roku nowo otwarta galeria w Poznaniu. Poprzednia jest chyba jeszcze brzydsza.
Ale to oczywiście nie wszystko, co mi się nie podoba. Bo w mieście dzieją się jeszcze gorsze rzeczy. Powstało sklepów jak mrówków, od nasrania po prostu. Są WSZĘDZIE. Na każdej ulicy. Namnożyło się Żabek, Jeżyków i Małpek. A nawet Fresh Marketów. Po co, pytam. Nie ma sklepów indyjskich, sklepów z dziwnymi ubraniami, nie ma gdzie kupić trampków, nie ma kin studyjnych, ale są spożywczaki. Nawet na Starołęce - zamknęli restaurację, żeby zrobić Żabkę. A obok, serio! przez ścianę Małpkę. To było latem, w największe upały. Z okazji otwarcia grała techno muzyka i przed sklepami spacerowała wielka pluszowa Żaba i wielka pluszowa Małpa i rozdawały cukierki. Nie wiem czy przeżyły w tych kostiumach przy temperaturze 35 stopni w cieniu, no ale cóż. Prawdziwa plaga. I ja w ogóle mam hipotezę, że to jakiś spisek jest. W dodatku ukartowany przez jakąś sektę. No bo tak: wchodzę sobie kiedyś do tej Małpki głupiej. Nie zdążyłam jeszcze zamknąć za sobą drzwi kiedy:
- miło panią widzieć! - krzyczy do mnie entuzjastycznie radosna sprzedawczyni krzątająca się po sklepie.
- ekhem. dzień dobry.
Biorę coś z półki, a sprzedawczyni, wychylając się z drugiej strony krzyczy:
- ponownie miło panią widzieć!
Tu już mnie zatkało i chciałam uciec. Idę więc do kasy, pani mnie kasuje, cały czas patrząc mi w oczy i uśmiechając się szeroko. Wychodzę.
- Chwileczkę!
Zatrzymuję się i zastanawiam czego niby zapomniałam. Odwracam się, pytający wzrok kieruję na kasjerkę, nadal niezmordowanie szczerzącą zęby.
- A może drożdżóweczkę?

No i czy to jest normalne? To jest przerażające. Uważajcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz