O 5 zadzwonił budzik. Powód pierwszy. Wstając, w jakiś niepojęty dla mnie sposób, walnęłam się czołem w krzesło. Powód drugi. Powód trzeci i najbardziej znaczący - włączyłam radio , a tam leci to: http://www.youtube.com/watch?v=SmFf_UEA0vo. To już wystarczyło, żeby stwierdzić, że.. Nie, nie będę marudzić (ostatnim razem wyrobiłam normę) i nie powiem, że to będzie fatalny dzień. Powiem inaczej - wystarczyło by stwierdzić, że to będzie dzień pełen wyzwań. Tak!
Szłam sobie przez miasto ciemne, zimne i puste, czując się jak kompletnie nawalona. Z radiowej porażki odtruwałam się tym: http://www.youtube.com/watch?v=365GNeCPsOE. Otworzył mi zszokowany portier i siedziałam tu po ciemku jedząc pierwszą tegoroczną mandarynkę (pyszna, ale pełno miała pestek). Siedzę już tu prawie 2 godziny, czuję się jakbym tu nocowała i w ogóle wszystko mi się miesza. Zimno mi w dłonie i nie mogę pracować porządnie, bo mam spowolnione ruchy. Najbardziej druzgoczące jest to, że tydzień temu też tu siedziałam sama i po ciemku i pisałam o tym. A to było max 2 dni temu! Nie tydzień. Albo czas zwariował albo ja.
Miałam dziś zostać zgładzona przez mojego promotora, za to, że nic nie mam. Dzwonię do niego wczoraj.
- dobry wieczór panie doktorze, miałam potwierdzić czy jutro przyjdę.
- o kurtka, tylko że ja jestem chory.
- aaa, aha.
- wie pani, takie rzeczy się zdarzają.
- zdarzają się nawet gorsze!
- niech się pani na mnie nie gniewa.
- przecież nie ma problemu. niech pan zdrowieje.
Mam zatem 3 godziny czasu między pracą a dentystą i nie mam co z sobą zrobić. Będę flaneurem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz