środa, 30 października 2013

stalker

Jakiś czas temu, pod naporem namów konkubenta Noelle obejrzałam "Stalkera". Film przedziwny. I bardzo mokry. Jest tam pełno wody, pod każdą postacią. Są bardzo długie sceny. A nic tam się prawie nie dzieje. Dziwny na tyle, że obejrzę go jeszcze zapewne nie raz.

Najbardziej mnie zainteresowało jednak to:
Niech się stanie co ma się stać i niech uwierzą. Niech się śmieją ze swoich namiętności. Gdyż to, co nazywają namiętnością tak naprawdę nie jest emocjonalną energią, ale tarciem pomiędzy duszą i światem zewnętrznym. Ale najważniejsze żeby uwierzyli w siebie i będą bezradni jak dzieci. Ponieważ słabość jest wielka, a siła jest niczym. Kiedy człowiek się rodzi jest słaby i giętki. Kiedy umiera jest silny i nieczuły. Kiedy drzewo rośnie jest delikatne i giętkie. A kiedy jest suche i sztywne, to umiera. Nieczułość i siła to towarzysze śmierci. Giętkość i słabość wyrażają świeżość bytu. Ponieważ to co zatwardziałe nie wygrywa. 
Niesamowite! Tak maksymalnie nowatorska koncepcja, że aż mi buty spadły. I nie da się zaprzeczyć, że coś w tym ewidentnie jest.
Na pierwszy rzut oka wydało mi się to stojące w kompletnej opozycji do ot choćby nietzscheanizmu. Ale właściwie to jednak mocno pachnie wolą mocy. Świeżość, młodość, słabość - to wszystko niesie w sobie potencję potęgi. Akt-potencja, jak akt: siedzenie, potencja: wstanie. Więc to w gruncie rzeczy to niesie ze sobą.. wszystko. Wszystkie możliwości, wszelką moc. Ale jeszcze tego nie ma. Jak oczekiwanie na jakieś wydarzenie. Nie wydarzenie samo w sobie jest najfajniejsze, najlepsze jest właśnie oczekiwanie nań. Wtedy czujemy największą ekscytację, najwięcej emocji. Jakże to przełomowe!

Ten film to było to, o co nam chodziło. Zanurzenie się w jestestwie.
http://www.youtube.com/watch?v=7ShUA885VjI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz