piątek, 1 listopada 2013

hope is beauty personified at her feet the world

Czym jest nadzieja? Tarzasz się ostatnio w filozofii. Rozważ to.

Ekhem. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego nie byłam asertywna i nie odmówiłam. Teraz mnie czeka niezła potyczka. Że nie mam tego nigdzie obmyślanego i będzie na świeżo - wyjdzie właśnie w praniu, jaki to ze mnie wielki filozof.

Hiv zawsze powtarzał, że nadzieja była w puszce Pandory. Ponoć rzeczywiście była, jeśli wierzyć mitologii. A chyba wierzyć, wszak to stanowi jakiś tam fundament naszej cywilizacji i kultury. Przeczytałam właśnie 3 wersje tegoż mitu i każda ma sens. Patrząc na nadzieję jak na coś, co nas zwodzi, mami i przez co doznajemy rozczarowań i wychodzimy na naiwnych idiotów przed, co najgorsze, samym sobą, rzeczywiście można na to patrzeć, jak na nieszczęście. No i nie ma chyba nic gorszego, jak dać komuś nadzieję, a potem ją odebrać. Wspaniała tortura. Mówi się, że to tak, jak kogoś zabić. Niejednokrotnie jest to przecież pewnego rodzaju uśmiercenie duchowe.
No bo nadzieja umiera ostatnia. Potem już człowieka nie ma. Nie wiem, czy to jest w ogóle możliwe, by żyć, nie mając nadziei, na nic nie czekając. Bo to się w dużym stopniu łączy. Myślę też, że odebrać ją sobie może tylko i wyłącznie każdy sam. To tak głęboko tkwi w duszy każdego człowieka, jest to tak bardzo jego, że nikt nigdy nie będzie w stanie tego wyrwać. Uśmiercając więc w sobie nadzieję, zdycha. Dlatego się mówi, że to ona umiera ostatnia. Potem nie ma już nic. I nie jestem pewna, czy mówimy o śmierci duchowej czy także tej fizycznej. Umierając w sensie niedosłownym, nadal żyjemy. Nie wydaje mi się, żeby dało się tak po prostu.. wegetować. Albo wtedy w jakiś sposób śmierć na siebie sprowadzimy albo się po prostu zabijamy.
Każdy, kto żyje, nadzieję ma. Tak po prostu być MUSI. Kiedyś rozważałyśmy samobójstwo. W sensie - nie czy się zabić, tylko samą tę kwestię. Wykluczając choroby psychiczne oczywiście, bo to jest coś, czego w żaden sposób przekrzyczeć się nie da i takich ludzi nie można jakkolwiek oceniać i wstawiać w jakiekolwiek ramy. Karola powiedziała, że to trochę jak z kupnem psa. Przykład pozornie jak kulą w płot, ale tkwi w tym prawda zawierająca się w szacunku do życia. Jeśli masz choć cień wątpliwości - nie kupuj psa. Jeśli choć trochę się wahasz - nie zabijaj się. Musisz mieć absolutną pewność, że nigdy się nie uśmiechniesz, nie poczujesz dobrze, nie spodoba ci się zapach deszczu czy ciepło słońca na twojej skórze. Albo że nawet jeśli, to cię to ani trochę nie obejdzie. Że już nigdy i nic. Że to utrata sensu na zawsze.
Dlatego stosunkowo mało ludzi umiera w ten sposób. Nie wydaje mi się, że dlatego, że są tchórzami, którzy wolą wegetować. Sądzę, że to dlatego, że nie mają tej pewności. A więc mają nadzieję. Że choć teraz nic nie ma sensu, nie jest to ostateczne. Że jeszcze kiedyś poczują i ból i radość. Może i spokój. Może szczęście. Że poczują zapachy, barwy i dźwięki i nie będzie im to obojętne.
Dzięki temu świat istnieje. Rozwija się, nie miejsce to teraz, by oceniać, czy w dobrym kierunku.
Nadzieja więc to coś, co trzyma nas przy życiu. To nasz sens. Bez niej nie byłoby niczego.

Nie brzydź się więc, i Ty ją masz. Wolisz przecież żyć. Świat mimo wszystko jest ciekawym miejscem, powiedziałeś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz