piątek, 6 września 2013

Niegdyś, w któryś Nowy Rok, siedziałam zblazowana i wczorajsza przed tv, patrząc nań i nie widząc. W końcu puścili jakiś koncert, z którego nie zapamiętałam nic, prócz tego, że to było w Koloseum, że jeden ze śpiewaków wyglądał apetycznie i że jeden wykon szczególnie był fajny i przywoływał mi na myśl dawną Amerykę. Potem próbowałam sobie przypomnieć przez 2 lata, co to w sumie był za koncert, jak się nazywali oni albo chociaż jakikolwiek kawałek, który wykonywali.
I ostatnio bach! Przypomniało mi się, tak nagle, nie wiadomo skąd. To było to. Poczytałam o historii tej pieśni, dowiedziałam się też przy okazji, że coverowali to Jackson, Presley i Armstrong a nawet Yes, Johnny Cash czy Janis Joplin!
I naszła mnie taka refleksja - dlaczego nasze pieśni religijne są jakieś takie.. beznadziejne. Wszystkie na jedno kopyto, nawet jak mają fajny tekst, to melodia jest taka, że wychodzi z tego jedno wielkie zawodzenie. Na ten moment przypominam sobie 2 pieśni, które są inne i podobają mi się. Tytułu jednej nie pamiętam, a drugą jest "Barka", którą nawet potrafię zagrać, ha! Przy odrobinie szczęścia można ją usłyszeć raz w roku w okolicach 2 kwietnia. Należy zrewolucjonizwoać polskie pieśni religijne!

Magness, w którym kościele grali tego Brahmsa?

***

Tak poza tym kusi mnie cholernie od paru dni, żeby napisać do Księżniczki i spytać ją, o co jej właściwie chodzi. Nie wiem, po co ja ją czytam, ale robię to od tamtej pory i.. Hmmm..

1 komentarz:

  1. Jezu, wiesz, że dopiero po całym szaleństwie nadrabiam Twojego bloga?
    Aż sobie herbatę zrobiłam i czekoladę z chili wcinam, bom chora, a jak chora to mi można.
    Już CI odpowiedziałam, ale odpowiem jeszcze raz - na Szamarzewskiego, Kosciół Garnizonowy.
    O.

    OdpowiedzUsuń