piątek, 23 sierpnia 2013

without jah, nothing

Czuję się oszukana. Przez czas. Jest 23 sierpnia. W dodatku 2013 roku. Oprócz tego, że to brzmi jak z filmu sci-fi o dalekiej przyszłości, to nawet ładna jest taka data. Ale jak to koniec sierpnia?! Przecież przed momentem była jeszcze zima! A lato zaczęło się dosłownie jakby z 3 godziny temu. I co, już koniec? Tak po prostu? Ledwo co zdążyłam je zaakceptować i nawet trochę polubić, ono już się kończy. Tak wiem, przecież wciąż jest ciepło i świeci słońce, ale przecież poranki i wieczory są już tak zimne, a zasypiając przy otwartym oknie z mokrymi włosami trzeba się naprawdę mocno przykryć. O 20 jest już ciemno, o 18 wszystko szarzeje. Rankiem jakoś trudniej otworzyć oczy. Przedwczoraj poszłam na łąkę, gdzie niegdzie rudzieją trawy i pachniało dymem. Niby wszystko jeszcze jest po staremu, ale jak się pójdzie gdzieś na łąkę czy do lasu, to można spotkać już jesień, co się tam czai i czeka na dogodny dla siebie moment.
Właściwie nie przeszkadza mi to jakoś bardzo. Po pierwsze - jesień to moja ulubiona pora roku. Każda, i ta jeszcze ciepła, w krótkim rękawku, i złota, z kasztanami, i zimna i deszczowa też. Kocham ją całą. Ale przecież dobrze móc trochę za nią zatęsknić. Nie zdążę?
I zawsze mam tak jak się kończy jakaś pora roku, że napada mnie niezbyt fajne wrażenie, że nie wykorzystałam jej należycie. Zastanawiam się teraz czy pozwoliłam słońcu dostatecznie biegać po moich włosach i skórze i robić mi piegi. Czy zbratałam się z jeziorem. Zjadłam odpowiednią ilość lodów i truskawek. Pozarywałam letnie noce i wynosiłam każdą z sukienek i sukien. Werdykt mnie oczywiście nie zadowala. Nigdy nie zadowala. Spójrzmy więc optymistycznie - zawsze taka analiza może być motorem do nadrobienia. Co by lato wycisnąć jeszcze trochę.

***

Nie wiem już. Takie pieprzenie. Och tak naprawdę, ona tak wcale nie myśli, on taki wcale nie jest. To tylko tak w gniewie, to nieprawda, to tylko maska. Przecież w głębi duszy to dobra dziewczyna, porządny facet z ciepłym sercem. Tak? No to czemu z wierzchu też tacy nie są? Czemu tacy nie jesteśmy? Ja. Nie jestem. Czemu się uważa, że bo tak naprawdę w środku. A wierzch to co, już się nie liczy? Z wierzchu można być skurwielem i spoko, nic się nie stanie, bo przecież ale w środku! Wcale nie jestem do tego przekonana.
Ostatnim razem przyśnił mi się Jezus, tak po prostu. I teraz tak sobie myślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz